idziesz po szczeblach choć drabina się łamie
kładka po niej stąpasz się ugina
asfaltowa ulica jak ser jedziesz omijasz
znaki na ziemi i niebie odczytujesz
zapisujesz chwile te jedyne z najlepszych
żyjesz sam sobie w świecie iluzji
jak na ekranie w kinie
półmrok
chowasz się pod łysiną pod czaszką
kilka wspomnień
nie wspominasz że już nie żyjesz
blado trupi wychodzisz na urodziny
dziewczyny widzą twoją winę
nieumiarkowany niedostępny w pół zgięty
wyrzutek natura cię srzywdziła
śmierć nie zabija
bo nie zabija odbiera bo jej się należy
na przekór wiatrom i zmianą
wychodzisz niewinny beztroski jak pies młody kilku miesięczny