W powietrzu unosił się smród niemytych ciał, ludzkich odchodów i gnijącego pożywienia. Trójka mężczyzn i kobieta przykuta łańcuchem do pordzewiałej rury była w opłakanym stanie. Wszyscy nosili ślady często bicia, niedożywienia i niewyspania. Sukienka kobiety była podarta w wielu miejscach. Na ich twarzach malowało się tylko jedno uczucie : zwierzęcy strach. Tym bardziej obco i nieludzko brzmiał beztroski śmiech z pomieszczenia obok.<br />
Do pokoju weszło kilku, nie wiadomo z czego rozbawionych, mężczyzn z kałasznikami niedbale przerzuconymi przez ramię. Jeden z nich, najwyraźniej przywódca, kopnął skutego więźnia, który był najbliżej. Błyskawicznie został on odczepiony od rury, postawiony na nogi i ponownie zakuty w kajdanki. Przywódca dał znak i zaczęto go ciągnąć na zewnątrz. Z ust kobiety wydobyło się ciche łkanie, które szybko przeszło w charkot.<br />
David Norman wpółprzytomnym wzrokiem rozejrzał się po nowym pomieszczeniu. Nie zauważył w nim nic szczególnego, oprócz kamery wideo na statywie. Zaczęło go ogarniać niejasne przeczucie. Rzucono go pod ścianę, włączono ostre światło. Jakiś mężczyzna w turbanie pojawił się między nim, a kamerą i zaczął żywiołowo przemawiać. Po niecałej minucie usunął się z pola widzenia i David dostrzegł chłodne lśnienie obiektywu. Serce zaczęło mu bić jak szalone, oczy zalał pot, nie mógł złapać oddechu. Mężczyzna w turbanie wydał fanatyczny okrzyk i wyjął spod fałdy ubrania nóż. Kolejne sekundy rozciągnęły się w nieskończoność. David widział w zwolnionym tempie jak nóż wznosi się do góry i zastyga na wieczność. A gdy ta minęła i nieuchronnie zaczął opadać, jego oko zanotowało jakieś migotanie, cały świat zafalował i... głowa mężczyzny w turbanie oddzieliła się od jego ciała. Ciągle w zwolnionym tempie widział jak strumienie krwi wytryskają w górę, poczym jego wizję zaćmiła czerwona chmura...<br />
***<br />
Peter Forest zamknął książkę, szybko spojrzał na zegarek i doświadczonym spojrzeniem omiótł salę. W wypożyczalni została tylko jedna klientka, jakaś kobieta po czterdziestce, która od pół godziny wertowała filmy w dziale komedii romantycznych. Wcześniej chciał jej coś zaproponować, ale zbyła go krótkim &laquo; nie trzeba &raquo;, więc zostawił ją samą. Za pięć minut i tak musiał zamknąć lokal. Kiedy już chciał delikatnie przypomnieć jej o upływającym czasie, kobieta nagle odwróciła się na pięcie, podeszła do półki z filmami science-fiction i bez wahania wyciągnęła jakieś pudełko. Gdy położyła je na ladzie, nie mógł uwierzyć własnym oczom: Aeon Flux.<br />
- Koleżanka powiedziała mi, że to oryginalny film o miłości &#8211; kobieta uśmiechnęła się nieśmiało. &#8211; Mam już dosyć tych kurodomowych wyciskaczy łez - jej uśmiech stał się bardziej promienny.<br />
- Trafny wybór, na pewno się pani spodoba &#8211; Peter nie bardzo wiedział co odpowiedzieć. <br />
Opuścił kraty, wyszedł na zewnątrz i włączył pilotem alarm. Przez długo chwilę stał przed witryną zastanawiając się jak spędzić wieczór. Nie miał ochoty od razu wracać do swojego mieszkania. Nie śpiesząc się, dołączył do strumienia ludzi i pozwolił by go poniósł. Po kwadransie dryfowania znalazł się w pobliżu dworca. Kierowany jakimś niejasnym impulsem wsiadł do najbliższego autobusu. Z tablicy dowiedział się, że kursuje on do sąsiedniego miasteczka. Nagle uświadomił sobie, że tego pragnął: uciec od wielkomiejskiego zgiełku, świateł, ludzi.<br />
Metropolia była już tylko wspomnieniem. Po obu stronach szosy rozciągały się tylko zarośla i pola. Kilkaset metrów przed nim dostrzegł samotny znak przystanku. Podjął szybką decyzję, że wysiądzie właśnie tam. Gdy autobus już odjechał i powoli się obrócił, ujrzał przed sobą ciemną, bezkresną ścianę lasu. Nawet pojedynczy punkt światła nie migotał w oddali. Peter znał tę okolicę. Czasami tu przyjeżdżał na długie spacery. Oczywiście w dzień. Wiedział, że kilkadziesiąt metrów na lewo zaczyna się ścieżka, która prowadzi w głąb lasu. Coś popychało go w tym kierunku.<br />
Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności potrafił odróżnić ciemną wstęgę drogi od ciemniejszej plamy drzew. Poruszał się powoli, bezszelestnie. Przemieszczanie się w świecie bez wyraźnych konturów i dźwięków wprawiło go w dziwny nastrój. Czuł się oderwany, zawieszony nad pustką, dostrojony do mroku.<br />
Nagle jego uwagę przykuła ledwo dostrzegalna poświata. Podniósł dłoń do oczu. Jego ręka promieniowała słabym światłem. Nie wiadomo dlaczego, nie czuł żadnego zdziwienia. Lśnienie, powoli, ale nieprzerwanie przybierało na sile. Wkrótce jego dłonie i twarz wydzielały tyle światła, że bez trudu dostrzegał wszystkie szczegóły otoczenia: pobliskie krzaki, kamienie, starą puszkę po piwie. Ale to nie był koniec. Całe jego ciało spowił kokon światła, z nicości wyłoniły się najdalsze drzewa i zaczął odnosić wrażenie, że nastaje dzień. Światło stało się tak intensywne, że musiał zamknąć oczy. Pod powiekami dostrzegał pomarańczową plamę, jakby głowę miał zwróconą ku słońcu. Stawała się ona coraz jaśniejsza i jaśniejsza. Zaczął odczuwać ból, jakby ktoś wlewał mu w oczodoły roztopione żelazo. I kiedy pomyślał, że dłużej już tego nie wytrzyma, nagle nastała ciemność&#8230;<br />
***<br />
David Norman odczuwał niesamowitą ulgę, że jego koszmar nareszcie się skończył i że za parę godzin wyląduje w domu. Bolało go całe ciało i czuł się straszliwie niewyspany. Zasłonił luk, przez który przed chwilą patrzył na dywan chmur i ułożył się wygodnie do spania. Dokładnie w momencie, gdy zaczął spadać w studnię snu, poczuł, że ktoś potrząsa go za ramię. Przed nim stało trzech wojskowych i sądząc po ilości gwiazdek i pagonów, wysokich rangą.<br />
- Chcieliśmy przesłuchać pana po wylądowaniu, ale nie możemy czekać tak długo. Sprawa jest najwyższej wagi, i nie muszę chyba dodawać: tajna &#8211; zaczął wojskowy o największej ilości odznaczeń.<br />
- Proszę nam opowiedzieć dokładnie, co pan widział na kilka minut, przed pana niedoszłą, na szczęście, egzekucją &#8211; powiedział drugi.<br />
- Nie pamiętam wiele, straciłem przytomność, zresztą dlaczego jest to takie ważne? US Army odniosło wielki sukces, odbiło zakładników z rąk terrorystów, tylko to się liczy, nieprawdaż?<br />
- Chcemy wiedzieć, kto zrobił to &#8211; powiedział trzeci rzucając na siedzenie kilka zdjęć.<br />
Norman powoli sięgnął po pierwsze zdjęcie ze stosu. Nagle zjeżyły mu się wszystkie włosy. Ósemka jego prześladowców siedziała oparta o ścianę w pozycji kwiat lotosu, każdy z nich trzymał w rękach&#8230; swoją głowę.<br />
- Wykluczamy, że zrobił to pan, albo inni więźniowie. Kiedy żołnierze was znaleźli, wszyscy byliście skuci kajdankami. Pan leżał nieprzytomny. Pana towarzysze przykuci do rury w pokoju obok nic nie widzieli. Słyszeli tylko odgłos upadających przedmiotów, ciał, jak się później okazało. Tylko pan był w miejscu, gdzie ktoś załatwił tych drani &#8211; powiedział wojskowy, którego Norman nazwał w myśli &#8222;generałem&#8221;.<br />
- Niewiele pamiętam, wszystko co wiem opowiedziałem już żołnierzom, którzy mnie uwolnili. Zaraz&#8230; - Norman ponownie wziął do ręki zdjęcie bezgłowych terrorystów.<br />
- Tak&#8230;, tuż przed chwilą, zanim straciłem przytomność, widziałem&#8230; lśnienie. A właściwie nie lśnienie, tylko&#8230; Kiedy w upalny dzień powietrze zaczyna falować, to było coś podobnego &#8211; świat na krótką chwilę &#8222;zafalował&#8221;.<br />
Wojskowi wymienili między sobą znaczące spojrzenie.<br />
- To wszystko co pan widział? Jest pan pewien? &#8211; &#8222;generał&#8221; nie dawał za wygraną.<br />
- To wszystko, przykro mi panowie.<br />
- Dziękujemy panu, panie Norman - trójka oficerów zaczęła się odwracać.<br />
- Panie generale &#8211; intuicja Normana była słuszna, gdyż zareagował wojskowy najbardziej upstrzony gwiazdkami. &#8211; Dlaczego powiedział pan, że sprawa jest niezwykle pilna i tajna? Rozumiem, chcecie wyjaśnić tę niezwykłą sytuację, ale śmierć tych&#8230; - Norman poczerwieniał, zrobił kilka głębokich oddechów i po chwili kontynuował już spokojnie &#8211; tych morderców, chyba wam nie spędza snu z powiek?<br />
- Czy wie pan, jak was odnaleźliśmy?<br />
- Prawdę mówiąc, do tej pory nie zadawałem sobie tego pytania. Szukaliście nas od miesięcy i w końcu wam się udało? Czyż nie tak?<br />
- Nie do końca, panie Norman. &#8211; pomimo naszych wysiłków, nie udało się nam zlokalizować miejsca, gdzie was przetrzymywano. Doprowadził nas tam sygnał z modułu GPS dołączonego do pewnego urządzenia, którego położenie stale monitorujemy. Wiem, że brzmi to trochę skomplikowanie, ale takie są fakty: ktoś dał nam znać, gdzie jesteście, bez tego kogoś, nie wiem, czy odnaleźlibyśmy was kiedykolwiek&#8230; żywych. Dziękujemy panu za współpracę, panie Norman &#8211; generał uścisnął dłoń Normana i śpiesznym krokiem oddalił się w stronę dziobu samolotu.<br />
- Przecież nie powiem mu, że ktoś odczepił moduł GPS z głowicy termojądrowej i podrzucił go do kryjówki terrorystów &#8211; powiedział przez zęby generał do swojego towarzysza.<br />
***<br />
Obudził go przenikliwy chłód. Leżał na wznak na ziemi skutej przymrozkiem. Niezdarnie, z wyraźnym wysiłkiem, podniósł się do pozycji siedzącej. Świtało. Nie potrafił sobie wytłumaczyć dlaczego przeleżał tu całą noc. Kiedy sięgał pamięcią wstecz widział tylko ciemność, nie mógł się jednak pozbyć uczucia, że jest jeszcze coś innego, coś bardzo ważnego.<br />
Kiedy w końcu znalazł się w swoim mieszkaniu, na dziesiątym piętrze starego bloku, do rozpoczęcia pracy zostały mu tylko dwie godziny. Otworzył lodówkę i zaczął łapczywie wyjadać co popadnie. Gdy w końcu nasycił wilczy głód, usiadł ze szklanką soku grejpfrutowego w fotelu. Włączył webradio. Sącząc powoli sok, próbował jeszcze raz zastanowić się nad tym, co się stało. Najwyraźniej zemdlał z przemęczenia, będzie musiał udać do lekarza, może to coś poważnego. A na razie, weźmie dawkę magnezu. <br />
W apteczce nie udało mu się znaleźć żadnych odżywek, czy witamin. Zrezygnowany, wyjął z lodówki kawałek czarnej czekolady. Próbując wgryźć się w zamarzniętą tabliczkę, kierował się w stronę prysznica. Strumień ciepłej wody przyniósł mu niesamowitą ulgę.<br />
Tu radio BBC News, podajemy najnowsze wiadomości: Amerykańskiej Armii udało się odbić z rąk terrorystów, przetrzymywanych od trzech miesięcy, działaczy organizacji humanitarnej. Świat stracił już nadzieję na&#8230;<br />
***<br />
Dwa lśniące myśliwce F-22 Raptor, 138 milionów dolarów sztuka, mknęły na tle lazurowego nieba, niezwykle nisko nad górskimi szczytami. Każdy z nich ciągnął za sobą podwójny warkocz delikatnej, śnieżnobiałej mgiełki. Nagle wytrysnęły z nich cztery szare wstęgi i z kilkukrotnie większą szybkością zaczęły opadać w kierunku ziemi. <br />
- Tu kapitan John Lee Asher, rakiety wystrzelone, do celu minus dziesięć sekund.<br />
- Proszę potwierdzić zniszczenie celu.<br />
- Zrozumiałem. Minus pięć&#8230; trzy&#8230; Widzę, cztery rozbłyski!<br />
- Czy potwierdzacie zniszczenie celu?<br />
Raptory z rykiem przeleciały nad wioską.<br />
- Kapitan John Lee Asher do bazy: cel nietknięty. Powtarzam: cel nie został zniszczony.<br />
- &#8230; ? Powtórzyć manewr! <br />
Myśliwce zatoczyły szeroki łuk. Asher szybko wprowadził poprawki do komputera pokładowego. Cel został ponownie otoczony zieloną obwódką. Asher zwolnił blokadę przycisku&#8230;<br />
Dwa krótkie błyski, przyćmiły swoją intensywnością słońce. Po F-22 nie zostało ani śladu, na niebie pojawiły się tylko dwie czasze spadochronów.<br />
***<br />
Raport pułkownika Roberta Wilsona dla generała Graeme Nortona, 2010-03-07 16:43 UTC (ściśle tajne):<br />
Po zestrzeleniu przez wroga dwóch myśliwców F-22 Raptor nad celem H57A, w rejon akcji zostały wysłane cztery czołgi M1 Abrams, trzy transportery opancerzone Grizzly APC oraz dwa helikoptery AH-64 Apache, w sumie pięćdziesięciu żołnierzy. Od 12:31 do 14:34 UTC kontynuowano ostrzał celu H57A. Dziesięć minut potem straciliśmy kontakt z oddziałem. Na miejsce natychmiast zostały wysłane dwa bezzałogowe samoloty MQ-1 Predator. Sfilmowały ona grupę naszych żołnierzy biegających chaotycznie w pobliżu obiektu H57A. żaden z naszych wozów bojowych, ani helikopterów nie był widoczny w pobliżu. Wysłana została grupa ratunkowa, która zabrała wszystkich pięćdziesięciu żołnierzy. Powtarzam, nie odnotowaliśmy żadnych strat w ludziach. 34 żołnierzy straciło jednak wzrok. Większość ocalonych opowiada to samo: po dwóch godzinach bombardowania H57A, nastąpiła seria rozbłysków o intensywności dorównującej wybuchowi bomby atomowej. Wszystkie pojazdy zniknęły. Nie wykryto jednak żadnych śladów promieniowania radioaktywnego.<br />
Do najbardziej niecodziennego incydentu doszło jednak w bunkrze sztabu kierującego akcją. O14.38 UTC stanowisko dowodzenia N3708S przestało wysyłać sygnał kontrolny. Oddział specjalny wysłany na miejsce stwierdził, że włazy bunkra zamknięte są od wewnątrz. Po sforsowaniu zabezpieczeń odnaleziono członków sztabu w stanie śpiączki. Czterech wysokich rangą oficerów, których nazwiska zamieszczam w załączniku, odnaleziono martwych. Ich ciała zostały poddane dekapitacji i ułożone pod ścianą w pozycji, którą można określić jako kwiat lotosu. Głowa każdego z denatów została umieszczona w ich dłoniach. Trwa wewnętrzne śledztwo. Ze wstępnej analizy śladów wynika jednak, że należy wykluczyć, iż zostali oni zamordowani przez współtowarzyszy.<br />
***<br />
Peter po raz kolejny przewertował stos z płytami DVD. Pracując w wypożyczalni musiał co pewien czas oglądać nowe filmy, aby wiedzieć co polecić klientom. Jeszcze parę chwil wahania i wybrał trzeci dysk od góry. Według recenzji na okładce miało to być dobre kino science-fiction.<br />
Przez cały czas trwania filmu nacisnął pauzę tylko raz: aby pójść do lodówki po piwo. Po skończonej projekcji gapił się jeszcze przez chwilę na napisy końcowe, po czym westchnął głęboko i zerwał się z fotela. Gdyby on mógł mieć chociaż ułamek mocy tego superherosa. Podszedł do półki z książkami, podniósł do góry dłoń i rozpostarł palce. Pomyślałbym wtedy: &#8222;moc&#8221; i&#8230;<br />
Najpierw nastąpił oślepiający błysk, przeraźliwe bang i regał z całą swoją zawartością, oraz ścianka działowa, eksplodowały na tysiące kawałków. Stał przez dłuższą chwilę sparaliżowany, podczas gdy pył i skrawki papieru, opadały powoli na ziemię. Nagle poczuł, że traci przytomność. Kiedy już zamknął oczy i zaczął osuwać się na podłogę, pod zamkniętymi powiekami wybuchły mu dwie pomarańczowe kule, a jego ciało przeszył prąd. Napiął gwałtownie wszystkie mięśnie, rozluźnił, a potem wybiegł co sił w nogach z mieszkania. Wiedział co musi zrobić w najbliższych minutach, wiedział też, że nie zemdleje, przynajmniej na razie.<br />
Na korytarzu zobaczył przerażonych sąsiadów, ale nie odpowiedział na ich zawołania, tylko pobiegł w kierunku schodów przeciwpożarowych. Na parkingu odpalił szybko swój motor i ruszył z kopyta. Wskazówka na liczniku przechyliła się w prawo do końca skali. Po kilkunastu minutach szalonej jazdy zniknęły wszystkie miejskie światła. Był już blisko.<br />
Gdy wjechał w głąb lasu, zgasił silnik i wyłączył światło. Ogarnęły go kompletne ciemności. Słyszał tylko kołatanie swojego serca. Czekał. <br />
Jaskrawa smuga przecięła niebo, wyglądała jak spadająca kometa, ale nie dotarł do niego ryk rozdzieranego powietrza. Dysk światła zniknął za wierzchołkami drzew, całkiem niedaleko od miejsca, w którym stał. Nasłuchiwał przez chwilę: żadnego odgłosu eksplozji.<br />
I wtedy zobaczył Ją. Nagą, wysoką kobietę, otuloną w niebieskie płomienie. Kiedy stanęła dwa metry od niego mógł stwierdzić jak bardzo jest piękna. Kiedy była o krok, dostrzegł, że w jej czarnych oczach krążą galaktyki. Kiedy objęła go płomieniami, które nie paliły i zbliżyła swoją twarz, rozpoczął podróż w głąb wszechświata. Gwiazdy przybliżały się szybko i oddalały, były obok niego i w nim. Najpierw pokazała kim jest Ona i gdzie jej szukać, a potem skacząc między mgławicami, obłokami, oceanami czarnej materii, wskazała kim jest On i jak daleką odbył podróż. Zatopiony w jej czarnych oczach chłonął wiedzę na temat swojej przeszłości, tego, co powinien teraz zrobić i tego, co go z pewnością spotka. W tamtej chwili umarł Peter Forest. Czy to Ona obudziła jego świadomość? Jej narodziny były nieuniknione, Ona go tylko przywitała w nowym świecie i pomogła stawić pierwsze kroki. Ona, Rigel, Gwiazda.<br />
***<br />
Do mieszkania nie wróciłem już na motorze. Umieściłem go w mikroświecie równoległym, to taki rodzaj schowków dla nas, Gwiazd. Jak tworzy się takie schowki? Kiedyś opiszę wam dokładnie, chociaż musiałbym znowu polepszyć zdolności waszych mózgów, abyście to zrozumieli. Zresztą do czego wam jest potrzebna ta wiedza? Nigdy nie uda się wam stworzyć schowków równoległych, to moje narzędzia, mój świat i przeznaczenie. Wy macie własne. Z pewnych zdolności mogłem korzystać od początku, inne musiałem odkryć i się ich nauczyć. Teleportacja należała do tych pierwszych, chociaż nie od razu osiągnąłem w niej mistrzostwo. Początkowo, gdy znikałem zostawiałem za sobą odgłos porównywalny z wystrzałem z pistoletu. Taki efekt powstaje, gdy powietrze nagle musi wypełnić próżnię. Do przestraszania innych był to dobry sposób, ale szybko odkryłem wyższość dyskrecji.<br />
Z głośnym bang, opuściłem leśną drogę i znalazłem się na korytarzu wiodącym do mojego mieszkania. Zacząłem od uspokojenia sąsiadów. Nie znałem jeszcze wtedy tak doskonałych technik, jakimi wy zostaliście poddani, musiałem więc zadowolić się wysłaniem kilku relaksujących fal mentalnych. Powiodło się, nikt nie zadzwonił na policję, a przecież oto chodziło. Postanowiłem naprawić regał i ściankę stwarzając je na nowo. Udało mi się wyśmienicie, ale zużyłem tyle energii, że zdałem sobie, iż muszę rzadko uciekać się do tej metody, jeśli chcę zrealizować Plan. Przynajmniej na razie.<br />
Postanowiłem zacząć od sprawdzenia, co nabroiłem w okresie przedświadomości. Gwiazdą jest się od początku, ale świadomość nie pojawia się od razu. Zresztą jest tak samo z wami, ludźmi. Wiedziałem, że bawiłem się w Anioła Sprawiedliwości: karałem złych, chroniłem niewinnych. Tych złych wyszukiwałem w prymitywny sposób: oglądając telewizję. Niszczyłem zło, które było medialne, odpowiednio rozreklamowane. Nie zdawałem sobie sprawy, że jeszcze większe kryje się tam, gdzie nie docierają kamery.<br />
Któż mógł posiadać więcej informacji na mój temat niż wywiad Stanów Zjednoczonych? Amerykanów jest pełno w telewizji. Niejednokrotnie im pomogłem, ale i zaszkodziłem. Postanowiłem wpaść na spotkanie ich służb, posłuchać tego i owego, skopiować to i owo. Dlaczego nie czekałem do czasu, aż moja świadomość dojrzeje do punktu, gdy przeszłość sama się odsłoni? To było zbyt ryzykowne, nie miałem wtedy takiej mocy jak teraz. Gdyby ktoś przypuścił wtedy poważny atak na mnie, realizacja Planu mogła opóźnić się o stulecia. Dlatego musiałem sprawdzić, czy ktoś nie jest na moim tropie.<br />
Zacząłem od przeglądu mojego arsenału. Na próbę stałem się niewidzialny i spojrzałem w lustro. Zrobiłem parę kroków. No tak, efekt Predatora. Widać jak przezroczysta plama przesuwa się na tle otoczenia. Coś na kształt falowania powietrza w upalny dzień. Musiałem nad tym popracować. Zamknąłem oczy i spojrzałem w głąb siebie: ujrzałem rozpaloną Gwiazdę, którą jestem, potężniejszą od Słońca&#8230; Ponownie stałem się niewidzialny. Machnąłem parę razy ręką. Nic, czyli dobrze. Teraz musiałem popracować nad teleportacją. Nie ryzykowałem wystrzału w moim mieszkaniu. Grzecznie zjechałem windą na parking, wyjąłem motor ze schowka równoległego i pojechałem za miasto. A jeśli ktoś widział mnie, jak wyciągam z nicości motocykl? Najwyżej pomyślał, że coś jest z nim nie tak.<br />
W lesie, gdzie spotkałem Rigel, zacząłem udoskonalać moje &#8222;skoki&#8221;. Stopniowo, pod wpływem medytacji i prób wyciszyłem efekt do cichego szelestu, prawie poza percepcją ludzkiego ucha. To był płaszcz, a co ze szpadą? Przeskoczyłem do mieszkania. Rozglądałem się przez dłuższą chwilę wokoło. Wreszcie zdecydowanym ruchem sięgnąłem pod łóżko. Znalazłem tam, owiniętą w białe prześcieradło, przepiękną katanę. Już wiem, czym zabijałem les méchants. A czym unicestwiałem czołgi i samoloty? Na parapecie stały cztery doniczki z kwiatkami. Skupiłem się, otworzyłem usta. W pokoju zapłonęło słońce i &#8230; zgasło. Potrafię tworzyć antymaterię, broń, przed którą nie ma materialnej ochrony. Problem w tym, że kiedy antymateria spotyka materię, powstaje światło, dużo światła. Nie do zaakceptowania w mojej nowej doktrynie: dyskrecji. A co z manipulacją polem grawitacyjnym? Potężne, niewidoczne, zabójcze. Z szelestem skrzydeł motyla udałem się na próby, tym razem na pustynię. Prawdziwą pustynię, Saharę. Wiedziałem, że posiadam ograniczenie w zasięgu mojego błyskawicznego przemieszczania się, ale nie była nim planeta Ziemia.<br />
Kiedy już stworzyłem wydmy, tam gdzie ich nie było, a piasek odrzuciłem na parę kilometrów od ludzkich osad, stwierdziłem, że en gros, panuje nad grawitacją. Czas na naukę precyzji. W tym celu przeteleportowałemsię na Pustynię Mohave. Tam, obcinając kolce kaktusom przy pomocy siły grawitacji uformowanej na kształt miecza, osiągnąłem mistrzostwo. Miecz grawitacyjny: wspaniała broń, nie trzeba jej czyścić i nigdy się nie tępi. Nastał czas odwiedzić tajne bunkry CIA.<br />
Będąc niewidzialny teleportowałem się do ich biura i zawiesiłem pod sufitem w odległym kącie sali. Chcecie zobaczyć, co wtedy nagrałem? Czy miałem ze sobą kamerę? Nie, głupiutka. To co widzę i słyszę potrafię bezpośrednio wypalić na dysku, albo przenieść do pamięci komputera.<br />
Akurat trafiłem na spotkanie Sztabu Głównego z Wywiadem. Tematem była oczywiście moja działalność. Nie zdawałem sobie do tej pory sprawy, że była ona taka szeroka. Generał Graeme Norton:<br />
- Rozumiem, że ten ktoś zabija terrorystów, mafiosów, baronów narkotykowych, ale dlaczego zabił czwórkę naszych oficerów?<br />
- Hm, panie Generale. Sadzę, że mam wyjaśnienie (to odezwał się Paul Miller, zastępca szefa CIA). Tych czterech było zamieszanych w handel bronią. Nakazali atak na wioskę cywili, bo tam ukrywał się kupiec, który chciał ich sypnąć. żeby zatrzeć ślady, gotowi byli poświęcić setkę niewinnych osób.<br />
- Czyli ten ktoś usunął za nas czarne owce?<br />
- Na to wygląda, sir.<br />
- A co z tym kupcem?<br />
- Stracił głowę, sir.<br />
- Zastanawiam się tylko, dlaczego ten ktoś zadaje sobie trud precyzyjnego ucięcia głowy i aranżacji ciał.<br />
Ja też myślałem nad tym parę tygodni. Po wielu medytacjach doszedłem do wniosku, że chciałem pozostawić Znak, prymitywny, ale Znak. Od tamtej pory jest on bardziej wyrafinowany.<br />
Doszedłem do wniosku, że kluczem do realizacji Planu, jest kontrola ludzkiego umysłu. Oczywiście inne moce były niezbędne, jeśli chciałem uchronić ludzkość przed wybuchem bomby jądrowej, odpalonej przez jakiegoś szaleńca, oraz do zabawy w Robin Hooda. Rozpocząłem ćwiczenia. Najpierw szkoliłem się tylko w skanowaniu czyjegoś umysłu, poznawaniu jego najskrytszych pragnień i tajemnic. Po jakimś czasie, siedząc w fotelu, na dziesiątym piętrze obskurnego bloku &#8222;słyszałem&#8221; myśli ludzi w promieniu stu kilometrów. Wiedziałem o nich więcej niż oni sami. Potrafiłem odczytać w ich mózgach zapomniany od dwudziestu lat kod PIN do karty kredytowej. Wiedziałem dokładnie, ile razy zdradzili swoich współmałżonków. Potem przyszła kolej na wyższą szkołę jazdy: kształtowanie umysłu. Gdybym chciał, mógłbym zaszczepić w was dowolną ideę, dowolny odruch. To jednak nie byłoby zgodne z Planem. Sprawdziłem na paru narkomanach, że zmiany, którym poddaje ludzki umysł są trwałe i nieodwracalne. Na zawsze porzucili nałóg, chyba nie powinni mieć oto do mnie pretensji?<br />
Zacząłem szukać wyznawców. Wychodziłem na spacer, skanowałem umysły ludzi i mentalnie zadawałem im pytanie: czy chcą budować Królestwo Słońca? Ku mojemu początkowemu zdziwieniu, prawie wszyscy pragnęli się przyłączyć. Najwyraźniej, to co proponuję, jest atrakcyjniejsze od pustego, bezcelowego życia, jakie większość z was prowadzi. I to pomimo ceny: nieodwracalności decyzji. Po zawarciu w myślach paktu, na zawsze zmieniam umysł danej osoby. Nie mogę pozwolić, aby w jakimś momencie tworzenia Dzieła, jedna z cegiełek w przypływie kaprysu usunęła się z muru pozostawiając w nim wyrwę. Naprawianie ubytków niepotrzebnie opóźniło by Projekt. Naszą siłą jest perfekcyjna jedność. Ludzkość jest rozdarta, działa nieracjonalnie, nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału. Jak ma stać się godna Gwiazdy, która ją stworzyła? Jak ma się w niej narodzić Pełna Świadomość? Czeka nas kilka wieków pracy.<br />
Ci, którzy odmawiają, są zasklepieni w swoich mikroskopijnych wszechświatach, skrajnie egoistyczni, albo pragną rzeczy, które ludziom nigdy nie będą dane. Zostawiam ich w spokoju. Nasze Dzieło i tak wywrze wpływ na każdą żyjącą istotę na tej planecie.<br />
Na dzisiaj to już koniec. Jutro opowiem wam o pierwszych latach Królestwa.<br />
***<br />
Moi domownicy zaczynają się rozchodzić. Na miejscu zostają tylko Plejady. Tak nazywam czwórkę moich kochanek, które wybieram z każdego pokolenia Świadomych. To zarazem moi namiestnicy, obdarzam je największą mocą i wiedzą. Na tym etapie rozwoju Projektu, zdolne są kontynuować Go same. <br />
- Eltanin, kiedy dokładnie Słońce otworzy oczy? &#8211; to Adhafera, czarnowłosa, osiągnęła mistrzostwo w panowaniu nad ciemną materią.<br />
- Według moich obliczeń za około 235 lat.<br />
Heka, jasnowłosa, ujmuje mnie za rękę i prowadzi do łoża ze złota. Zaprojektowałem je w swoim umyśle i stworzyłem z czystej energii, jak większość sprzętów w moim dworze. Teraz już mogę pozwolić sobie na taką rozrzutność. Woli Heki posłuszne są fotony. Nashira, niebieskowłosa, masuje moje barki i nuci muzykę wirujących planet. Podarowałem jej władzę nad grawitacją. Jako pierwsza pocałunek składa Shedar, czerwonowłosa, pani przestrzeni, potrafi już sama teleportować się na odległość paru parseków.<br />
Jednoczę się z nimi na poziomie atomów, nasze aury się mieszają, to będzie doskonała fuzja.<br />
*** <br />
Otworzenie oczu pierwszemu tysiącowi osób zajęło mi rok. Po dziesięciu latach nasza liczba zaczęła wzrastać w postępie geometrycznym. Początkowo wyróżniały nas drobiazgi. W owym czasie większość ludzi używała pojazdów o napędzie spalinowym. Każdemu z nas kupiłem zaś samochód elektryczny. Te zmiany wydają się błahe, ale wyobraźcie sobie ten efekt, kiedy kilka tysięcy osób w tym jednym mieście porzuca z dnia na dzień dymiące wehikuły. Gazety okrzyknęły nasze miasto kolebką nowego społeczeństwa. Nie wiedziały, jak bardzo mają rację.<br />
Z zewnątrz wyglądaliśmy na masowy ruch ekologiczny. Kolejne dni zdawały się to potwierdzać. Wszyscy nagle przestali czytać książki i czasopisma w formie papierowej, używać papieru do korespondencji, nie przyjmować ulotek. Każdy oddał swój stary komputer do recyklingu i otrzymał nowego, energooszczędnego notebooka. Nikt nie wyłamywał się od segregowania odpadów, nie używał jednorazowych reklamówek i pił wodę z kranu, rozwiązując w ten sposób problem plastikowych butelek. Nasze średniej wielkości miasto natychmiast to odczuło. Liczba śmieci zmniejszyła się drastycznie, ulice nic stąd i z owąd wypiękniały. Zmniejszyła się też natychmiast liczba korków, poprzez załatwianie drobnych spraw przez Internet, nie potrzebne się stały wizyty w urzędach czy bankach.<br />
Potem przyszedł czas na nieco głębsze zmiany. Chciałem pokazać, że Uświadomienie oznacza dobrobyt, bogactwo, moc. Słońce osiągnie niedługo najwyższy punkt swojego rozwoju, jego Świadomość zapłonie. Ziemia ma być odbiciem jego chwały. <br />
W Królestwie Słońca nie ma biedy. Nie było mowy, aby któryś z wyznawców koczował w przeludnionym mieszkaniu, był bez pracy, albo otrzymywał za nią psie pieniądze. Handel, usługi, rozrywka, liczba wydarzeń kulturalnych eksplodowały, gdy nagle połowa ludności posiadła środki nie tylko na jedzenie. Oczywiście zaszczepione zasady nie pozwalały wydawać pieniędzy na byle co, ale tylko na to, co jest eko i high-tech. Senne, podupadające miasto, zostało obwołane przez wszystkie magazyny mekką przedsiębiorczości, centrum boomu ekonomicznego.<br />
Początkowo to ja finansowałem cały ten system, kupowałem domy, towary, tworzyłem przedsiębiorstwa nawet o zerowej rentowności, aby tylko dać pracę. Stwarzałem diamenty, rzadkie metale, wydzierałem surowce z płaszcza Ziemia. Przedłużyłem życie paru miliarderom, za odpowiednią opłatą, oczywiście. Układ powoli stawał się jednak samowystarczalny. <br />
Moja znajomości tajników materii pozwoliła mi na stworzenie tysięcy przełomowych patentów. Wspólnota była ich właścicielem i tylko ona produkowała oparte na nich wynalazki, co zapewniło jej kolosalne zyski. I tak powstały super wydajne ogniwa słoneczne, akumulatory przechowujące ładunek przez dziesięciolecia, magnetoplany, komputery kwantowe, lekarstwa na nieuleczalne dotąd choroby. To ja, patrząc na Gwiazdę, która płonie we mnie, natchnąłem was do stworzenia pierwszego reaktora termojądrowego.<br />
Bogactwa Ziemi są ograniczone, podbój innych planet ledwo rozpoczęty, dlatego tak ważne było wprowadzenie ujednolicenia. Trzydziestu dostawców energii elektrycznej, kilkanaście niekompatybilnych systemów? Co za strata zasobów i energii, co za niegospodarność! Jeden dostawca, jeden system! Kilkaset banków, kilkaset oddzielnych biur? Ile naszych środków marnowano przelewając je bezustannie z jednego naczynia w drugie. Mamy teraz jeden bank i jedną centralę. Co zasiejemy, należy do nas, nie karmimy pasożytów. Jedną trzecią zasobów tej planety da się po prostu zaoszczędzić, ujednolicając wszystko. <br />
Budowa Królestwa Słońca spotkała się oczywiście z oporem &#8222;władców tego świata&#8221;, który wzrastał wprost proporcjonalnie do naszych postępów. Musiałem interweniować. Nie mogłem pozwolić, aby grupa ignorantów, która z przekory niszczy wszystko, czego nie rozumie, psuła nasze Dzieło. Porządek jest jeden i jest to porządek Słońca.<br />
Niejednokrotnie zmieniałem umysły parlamentarzystów, aby przegłosowali korzystną dla nas ustawę i powstrzymywałem media przed zbyt agresywną krytyką. Po kilkunastu latach przestało to być konieczne, bo założyliśmy własną partię i przejęliśmy władzę.<br />
Gdy fundamenty zostały położone, finansowanie zapewnione, nadszedł czas na właściwą przemianę. Nie wierzycie w bogów, ni demony, ani jakieś &#8222;siły przyrody&#8221;. Opustoszały kościoły, meczety i synagogi. Nie płacicie grupie cwaniaków podatku od strachu przed śmiercią, bo nauczyłem was kim jesteście i dokąd zmierzacie. Nie mówiąc o tym, że koszty kremacji pokrywa teraz Wspólnota. Miło mi słyszeć wasz śmiech, nie jesteście zastraszonym stadem owiec. <br />
Dla tych, którzy odczuwają jeszcze irracjonalne lęki, zbudowano Katedry Słoneczne, gdzie można porozmawiać o swoich problemach, wysłuchać wykładu o Gwiazdach, a nawet odbyć ze mną skok na krańce Układu Słonecznego.<br />
Mówimy w tym samym języku, chociaż każdy z was, dla ćwiczenia mózgu, uczy się kilku języków historycznych. Wyobraźcie sobie, że wasi przodkowie zabijali się tylko dlatego, że inaczej nazywali Słońce. <br />
Jesteście piątym pokoleniem Uświadomionych, jest już nas czterysta milionów. Niedługo Słońce otworzy oczy i spojrzy na siebie samo. Planeta będzie wtedy gotowa na to wydarzenie. Nastanie harmonia &#8222;na Niebie i Ziemi&#8221;. Wówczas odejdę, by zająć się swoimi sprawami. Moje światło jednak zawsze będzie z wami. Za półtora miliona lat, będę najjaśniejszą gwiazdą na nocnym firmamencie.<br />
***<br />
W sypialni wyłożonej diamentami i obsydianem czekają na mnie Plejady. Każdego dnia czynie je o odrobinę piękniejsze. Adhafera podaje mi czarę z ciemną materią. Nie zdążam jednak wypić jej zawartości. Słyszę w sobie głos, to Rigel. Przyjdź.<br />
W miliardowym ułamku sekundy namierzam sygnał. Rigel czeka na mnie koło pierścieni Saturna. Szelest skrzydeł motyla i już jestem obok niej. Spacerujemy mając pod nogami przesuwające się, zamarznięte bryły asteroidów..<br />
- Radzisz sobie wyjątkowo dobrze. Twoje zaangażowanie przerasta moje oczekiwania.<br />
Rigel otoczyła dziś swoje nagie ciało rojem miniaturowych komet. &#8211; Czy to dlatego, że&#8230;<br />
- Tak, to dlatego, że nie mam własnej planety. Odczuwam jednak radość kształtując Ziemię, Słońce zrobiłoby to samo dla mnie.<br />
Rigel uśmiecha się i komety rozpalają niebieskim światłem.<br />
- Gdy nabierzesz wystarczająco dużo mocy, będziesz mógł stworzyć własną planetę.<br />
- Wiem, dlatego bez lęku patrzę w przyszłość.<br />
Światło komet wokół Rigel gwałtownie przygasa, a na jej czole pojawia chmura - plama słoneczna.<br />
- Najbliższa przyszłość nie będzie dla ciebie świetlista. Aldebaran, ten umierający, czerwony olbrzym rzuca ci wyzwanie. Rości sobie pretensje do Ziemi argumentując, że jest tam czczony od wieków. Pomimo, że budujesz tam Gwiezdne Królestwo, i to nie dla siebie, to nie jest twoja planeta. Wiesz jak to działa: nasz obóz przyzna ci rację, a jego &#8211; jemu. Dopóki zachowane są zasady, nikt nie może interweniować. Równowaga, nade wszystko.<br />
Bezwiednie kopię najbliższą asteroidę. Natychmiast zmienia ona swoją orbitę i po chwili na powierzchni Saturna widać przepiękny wybuch o średnicy Ziemi. Przeczuwałem, że nie pójdzie tak łatwo i któryś z Przeklętych Czerwonych, Gwiazd które nie chcą z godnością się wypalić, lecz trwać po kres Wszechświata, zacznie bruździć w Układzie Słonecznym.<br />
Błekitnooka patrzy na mnie uważnie, kometa przelatująca w pobliżu jej ust wywołuje wrażenie, że Rigel się uśmiecha.<br />
- Wiesz co oznacza dla ludzi porządek według Aldebarana: piekło, przy którym dotychczasowe wojny jakie prowadzili były utarczkami dzieci w piaskownicy.<br />
Niechętnie kiwam głową. Przymierzam się do kopnięcia kolejnej asteroidy, ale Rigel powstrzymuje mnie delikatnie.<br />
- Aldebaran zjawi się lada moment. Pojedynek, według zasad, musi się odbyć na spornej planecie. Eltanin, wiesz doskonale, że ja&#8230; Powodzenia, Pomarańczowy.<br />
Tym razem Rigel, nie udaje się mnie powstrzymać przed wytrąceniem z orbity skały wielkości Księżyca.<br />
***<br />
Ta bitwa na zawsze miała przesądzić o losach Ziemi: czy nastanie na niej Era Słoneczna, czy zamieni się w prywatne piekło Aldebarana. Wybrałem jedno z najbardziej odludnych miejsc: przestrzeń nad środkowym Pacyfikiem, aby ofiary w ludziach były jak najmniejsze. Aldebaran wolałby stoczyć pojedynek w Londynie, z dokładnie przeciwnego powodu, oraz po to, aby mnie upokorzyć, oczywiście. Wokół przewidywanego miejsca starcia rozmieściłem dyskretnie moje Plejady. Nie, żeby stanowiły jakąś pomoc w walce, lecz chroniły Ziemię przed jej skutkami. Na niespotykaną dotąd skalę nastąpiła ewakuacja ludzi ze wszystkich wybrzeży basenu.<br />
Świadkami walki miały być Gwiazdy zawieszone nad tym zakątkiem planety. Gdyby jakiś śmiertelnik zadarł owej nocy głowę, spostrzegłby, że migotają nienaturalnie jasno. <br />
Wzbiłem się parę kilometrów nad fale i rozwinąłem mój miecz grawitacyjny. Według rytuału uwidoczniłem skomplikowane linie pola grawitacyjnego, nadając im jasnopomarańczową barwę. Aldebaran nie mógł się powstrzymać od teatralnego wejścia. Czerwona kometa z potwornym rykiem rozdarła niebo i eksplodowała nad oceanem tworząc największą falę tsunami w historii. Miałem nieśmiałą nadzieję, że Nashira sobie z nią poradzi.<br />
Aldebaran zbliżał się bez pośpiechu, swój miecz, podobny do krwawej pochodni, rozwinął dopiero, gdy był parę metrów przede mną. Był świadomym swojej przewagi. Potęgę Gwiazdy określa jej masa, a ta była większa od mojej. Mogłem liczyć tylko na swoją szybkość i technikę.<br />
Bez słowa, z szyderczym grymasem na twarzy, zaatakował pierwszy. Nad Oceanem Spokojnym narodził się tajfun. Nasze miecze zderzały się w błyskach podobnych do wybuchów bomb termojądrowych, stumetrowe fale rozchodziły się we wszystkich kierunkach. Robiłem wszystko aby odwlec nieuniknione. Manipulowałem polem grawitacyjnym z wirtuozerią, o jaką się nie podejrzewałem. Tworzyłem tarcze, próżnie grawitacyjne, koncentrowałem całe pole w wąskie ostrza. Aldebaran, kontrował moje ataki bez zbytniego wysiłku. Tylko raz z jego twarzy zniknął błazeński uśmiech, gdy uderzyłem go skomplikowaną kombinacją przesileń i próżni i o mały włos jego miecz nie został wygaszony. Krwawe linie jego pola zamigotały, by po chwili rozbłysnąć ze zdwojoną mocą.<br />
Skończyły mi się pomysły, Aldebaran poznał moje chwyty, pozostało mi tylko bronić się jak najdłużej. Z bólem pomyślałem, że moje Dzieło legnie w gruzach. Zaczęły opuszczać mnie siły. Ogarnął mnie też żal, że moja cielesna manifestacja zostanie zniszczona i już nigdy nie zaznam rozkoszy z moimi Plejadami. Czerwony olbrzym zmiażdży je zresztą tak, jak dziecko rozdeptuje robaka.<br />
Jasnopomarańczowe błyskawice mojego miecza zaczęły słabnąć. Widziałem, jak Aldebaran koncentruje się do ostatecznego ciosu. Potężny podmuch. Ból, którego nigdy dotąd nie doświadczyłem. Zamglona wizja. Mój miecz zgasł z cichym kliknięciem.<br />
- Ty karle, powinieniem cię zniszczyć, zanim twoja świadomość się narodziła.<br />
Uśmiechnąłem się z wysiłkiem. Za chwilę spadnę do oceanu, jeśli przedtem nie przebije mnie ognista włócznia.<br />
- Wypalisz się za parę miliardów lat, pozostawiając po sobie tylko kosmiczne śmieci. Nic nie przechowa pamięci o tobie.<br />
- Wchłonę tysiące planet, wybuchnę jako supernowa i odrodzę na nowo. Będę istnieć wie&#8230;<br />
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Z brzucha Aldebarana wydostała się jasnoniebieska pochodnia. Rigel. Po raz pierwszy nie widziałem jej nago. Obleczona była w świetlistą, niebieską zbroję<br />
- Ty, ty&#8230; - charczał Aldebaran - to wbrew zasadom!<br />
- Tak, dopóki sam ich nie złamiesz.<br />
Na twarzy Rigel malowała się wściekłość.<br />
- Twój brat, cherlawy karzeł, któremu Ziemianie nie nadali nawet imienia, ośmielił się spopielić planetę w moim układzie. Zachwialiście Równowagę.<br />
To było nadzwyczaj głupie. Nikt o zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się rzucić wyzwanie Rigel, Gwieździe o masie siedemnastu Słońc, ale karły M2, nigdy nie grzeszyły inteligencją.<br />
- Obwieszczam, że ta planeta należy do Eltanina, a on przekaże ją Słońcu.<br />
Gwiazdy rozbłysły na chwilę z podwójną mocą wyrażając zgodę.<br />
- Wracaj do swojego gasnącego piekła!<br />
Rigel wykonała błyskawiczny ruch mieczem i głowa Aldebarana wystrzeliła na kilkadziesiąt metrów w górę, a potem zaczęła spadać do oceanu. Jego ciało lewitowało jeszcze przez chwilę i wkrótce podążyło za głową.<br />
Teleportowałem się do moich Plejad. Wszystkie były nadludzko wyczerpane, a Nashira, którą powstrzymanie tsunami omal nie pozbawiło życia, dryfowała wpółprzytomna w powietrzu. Dołączyła do nas Rigel. Jej potężne pole zagoiło nasze rany i usunęło zmęczenie. Rigel. Co nas tak naprawdę łączy?<br />
Ogarnąłem wzrokiem ocean, w tej chwili w pełni zasługiwał na swoje miano. Fale szemrały cicho, nasze twarze owiewała lekka bryza. Pozostała do wykonania ostatnia rzecz. Nigdy nie wykorzystywałem do tej pory pola grawitacyjnego do podróży w czasie, ale wiedziałem jak to się robi.<br />
***<br />
Siedzę na złotym tronie na szczycie piramidy. U jej stóp tłum kapłanów pali kadzidła i śpiewa mantry. W oddali morze ludzkich głów. Naczelny kapłan ucisza chór i pada twarzą do ziemi. Po chwili podnosi się i zaczyna wspinać po schodach. Gdy dociera do połowy wysokości piramidy odwraca się do wiernych.<br />
- O ludu Egiptu! Wysłuchajcie woli wszechmocnego Ra, boga, który w ognistym rydwanie przemierza niebo i zsyła łaskę na lud swój! On jest naszym Ojcem, on jest naszym Panem, tylko jemu będziesz oddawać cześć oraz jego bratu Eltaninowi i siostrze Rigel! Ktoś zaś czci Aldebarana, boga choroby i wszelkiego zepucia, będzie ukamienowany!<br />
Aldebaranie, pamięć o tobie na tej planecie zostanie wymazana. Za półtora miliona lat, będę najjaśniejszą i najbardziej czczoną Gwiazdą, po Słońcu, oczywiście. A gdy się w końcu wypalisz, zadbam o to, aby twój popiół rozwiany został po całej Galaktyce&#8230;<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />