szlifowało ten drewniany kawałek drewna
ciemny i jasny słój przybliża spór słów
ten krzyk płacz radość i śmiech
gdy małemu człowiekowi coś nie tak zagrało lub gdy po myśli się ziściło
klawisze akordeonu pokrył kusz
miechy przetarte pogryzły szare myszy
babciny fartuch gdy wycierała dłonie zmurszał jak zatrzymany pociągu czasu na przestrzeni wiatr
szamocze stare wydarte firany
okiennice spróchniałe od lat
odbuduję ten świat małoletnich lat
dziecięcy duch w ciele dorosłego szuka drogi
dom tak blisko jak usta do ust
pocałunki ślę ukochanej
z którą niosę krzyż ten sam co oni
dom ledwo stoi jak my gdy brakło na jedno piwo
rozkwita z siłą nie wiele mniejszą jak nowy dzień
niespodzianka spełniony sen i powrót znajomych duchów do ścian gdzie biel maluje sen