w kantynie cztery piwa
poligon ciemno już sobota
uderzyłem na oślep zielonym lasem do wsi
zmrok rozświetliły lampy jak złota myśl
muzyka nacierała uszy
przenikało jak dreszcz zimno
(przeznaczenie stwierdziłem)
grała dyskoteka
wiejskie disco ujrzałem światło
mrok moczył twoja smukłą postać
pomyślałem jak cię nie kochać
pierwszy taniec nieudany
przy drugim szeptałem wersety
słuchałaś starałem się
lekko pijany napisałem na ścianie szminką adres
telefonów nie było komórkowych oczywiście
pociągiem przyjeżdżałem każdej soboty
cały tydzień marzyłem myślałem
w snach cię odwiedzałem
pokochała mnie z czasem
została żoną
trzy razy cię skrzywdziłem
małe teraz pociechy wyrosły
syn wyższy od nocnej lampki
mnie zakola trochę osiwiałem zmądrzałem
usnę
ten wiersz zmęczył mnie
tuż nad ranem
pozdrawiam kochani początek i amen
jestem szczęśliwy choć mam wymagania
żona uspokaja w wazonie kwiaty