przyszedłem z pierwszym krzykiem
odlicza zegar czas purpury nieba blask
słońce nade mną
próchnom gaju podąża strach
nieodłączny kompan od kołyski
jaśminu kwiat bieli mój świąt
oddech zbyt szybki łakomie łkam
odbijam refluksem śliniak i twarz
zbyt różowy by kochać i trwać
masuje mama dłonie zimne bo wiatr gna
chmury jak słonie jak ja
świadomy istnienia jednostka samotna jak każdy z nas
odnajdę siebie i drogę gdzie dom równina zielona maluje rzeki brzeg stromy piaszczysty brzeg na skroni żyłka krwi stróżką łaknie