cisza boli zaciśnięte usta
słowa na uwięzi
przecież tyle do powiedzenia
łokciami mierzę przestrzeń
między oknem a starym fotelem
na szybie łza
niebo też samo sobie
czasem zagrzmi
rozświetli mrok błyskawicą
na wargach od alkoholu opuchniętych zimno
cieszę się chwilą w amoku
przez ułamki wyrwane siłą
często łzy goszczę na brudnym policzku
czasem przyjdzie komornik mnie odwiedzić
zabiera wszystko co mu pod rękę
innym listonosz z wiadomością niekoniecznie ważną
nade mną myśli jak plac na łysinie jasny
z pustego nawet żydowski król nie naleje