słabe trawy drżą na wietrze
samotne pastwiska
świeże powietrze wypełnia pęcherzyki
idę boso ścieżką do domu
matka czeka na dziecko
chwyta za dłonie szczęście
szkiełka różowe dźwięczą
melodia unosi w przeszłość
tutaj jestem bezpieczny
grzecznie proszę o szklankę wody
smakiem się rozpieszczę
pragnienie mija z pierwszym chełstem
spokój ogarnia wnętrze bez złości w słowach
cudownie rozkoszować myśli
odchodzę od grzechu
chwytam dzień każdą chwilę
piękno wokół napycha oczy
nadziewa uszy unosi w przestrzeń
sen zaciąga zasłony nocy lekko i przyjemnie
ciepło u mamy pośpię jeszcze