słońce spada na zachodzie
zawsze tam
czasem okryte chmurami
na balkonie siedzę wygodnie
mówią pasożyt
a ja odnalazłem miejsce
bratam się z zielonym lasem
śpiew ptaków
dym papierosa uspokaja
z każdym maszkiem lżej
lepiej na stres na nerwy
wiersz płynie
słowo za słowem
papier blady nabiera wartości
gorzej z formą i te błędy
poeta się zamyśla wzrusza
płacze nad losem innych
nie oszczędza siebie
nigdy nie było dobrze
tylko chwile się liczą
zatapiane w sercu
człowiek się rodzi umiera
pozostaje radość
częściej gorzka pustka