modlitwę ponad szczyty wznoszę
stoję boso przed obliczem Twoim
boję się wypowiedzieć proste słowa
proszę wysłuchaj wołania
tyle nieszczęść mnie dotknęło
Twoja wola
nigdy się nie odwrócę
prowadź mnie nad strome brzegi życia
śmierci się nie boję
cierpienia najbliższych
to boli nie mogę tego znieść
stoję nad otchłanią życia i śmierci
proszę ulecz rany
słone łzy pieką w oczy
radość z bycia
uchodzi przez palce spracowanych rąk
Twoje słowa są Wielkie
miłość nieopisana wieczna
w nieskończoności swojej
zlituj się nie zostaw samemu sobie
przed Tobą klękają narody
upadają cywilizacje i światy
sam jestem w świecie którego nie rozumiem