Pamiętam Twój dotyk na swym ramieniu
Twój uśmiech igrający wesoło w gałązkach jemioły
Byłeś mi bliski, stary druhu
Dałeś mi szczęście i wskazałeś drogę
Drogę wyboistą, istną Golgotę
Ale czy podążać mogę?
Czy godzien jestem smakować w twych losach?
Czy wolno mi zawiesić swą białą flagę na maszcie przeznaczenia?
Czy to głupie, że tak myślę?
Tak byś powiedział?
Ty byś wiedział...
Podobno trzeba próbować do skutku
Do znudzenia, nawet gdy brak tchu i odzienia
Ile w tym prawdy, ile gonić mi się uda?
I czy w ogóle się odważę wyjść z tych padołów rozpaczy gorzkiej?
Wiedząc, że Ty nie dodasz mi otuchy
Nie nagrodzisz nigdy dobrym słowem
Czy o tak wiele proszę Ciebie, towarzyszu niedoli?
Widziałeś jak cierpię?
Jak wylewam potoki z których powstaje druga Amazonka
Nie przymknąłeś wtedy oczu, nie zadrżały Ci powieki
Warg nie przygryzłeś jak to zwykle robiłeś
Patrzyłeś...
...i odejść potrafiłeś