To ściska tak mocno, to znów chce je rozerwać.
Roznieść serce na strzępki, na cztery strony świata.
Może to i lepiej, cóż płakać, to nie wypada.
I jedno co powstrzymuje, przed brakiem sensu bycia
To maleńka iskra nadziei, jak żebrak bez okrycia
Jest światełkiem w ciemnym tunelu, co życie moje mroczy.
Jest łzą płynącą w oku, co w rysach twarzy kroczy
Lecz cóż czy to wystarczy, odnaleźć co zagubione
Co nigdy nie było blisko, i wiecznie oddalone.