dzisiaj już nie będzie łez
w lustrze ledwie widzę twarz
Ash z popiołu
z deszczu przyszedł, mokry jest
po policzku spływa krew
pęka warga - chłodny śmiech
dziecię znoju
on w rozmowę wciąga mnie
mówi o tym, że jest źle
przy czym głośno śmieje się
bez pozorów
z oczu wyrasta - czarna gwiazda
ślepia martwe - krucze gniazda
po horyzont się rozrasta
z głębi czaszki triada - oko
przybijają - ptasi ogon
zatruwają bluszczem słowo
ogień trawi starte lustro
zdartą ścianą krwawą łuską
bezdroża przemierza
odlewam się
w zwierciadło
ściągam
skórę rytualną
oko płonie
biorę nóż i
obu larwom
grabię trwogę
jedną barwą
mrokiem - tonę
lustro ogień
farbą czarną
w pokój wlewa
stwór w staranną
odszedł drogę
płuca
pył przestaje być
dualny
serce
płyn przestaje bić
polarny
oko
w głębi nic nie widzi
niewidzialny