mniej łez, a sen twardy.
Perspektywa niezakrzywiona
czającym się strachem.
Kilka kolorowych obrazków
nie zastąpi przeszłości,
a jednak nie pozwala,
na odcięcie stalowej więzi.
Przygarbiło mi czucie do ziemi.
Na psim wybiegu,
a do wolności się rwie,
aż mnie ściera.
Przebrzydłe, skamlące uczucia,
niekończąca się maź.
Klei się do stóp, rąk, ciała,
i boli.
A niech się gryzą i warczą,
żeby tylko dali wylizać rany,
i niech przestaną wyć.
Może ktoś przytuli.
Za rozpaprane lata,
nie istniejące już mrzonki,
świadomość dochodzenia do celu,
a nawet zostawienie go za sobą.
Dryfuję, nie w górę,
jak zepsuty holownik.
Nie popychaj, to się nie opłaci,
stoczysz się ze mną.