z każdym oddechem
powiewa życie na falochronie
w strachu miejscami w biedzie
nie ufam nikomu
mimo że kocham
nie wiem skąd przybywam
niebezpieczna droga
przy niej krzyże drzewa
błądzę tułam się po mieszkaniu
nie umiem odnaleźć siebie
miejsca wszystkie podobne
do obrazów które kryję w sobie
sytuacje nieobce
ludzie dobrzy źli
jednym słowy przebierańcy
na ambonie wypasiony
ksiądz bredzi ile się należy
nie stać mnie umrzeć jak się należy
jesteśmy i będziemy
wszystko los odmieni
Bóg stworzył człowieka
człowiek zbudował świat
oddzielił murem co dobre
w oddali klucz łabędzi szum powietrza szelest piór
kocham błękit ptaki maja choć kawał Nieba
Dedal buduje
skleja skrzydła poxipolem
by wzbić się do NIEBA
Boże po co żeś mnie na Ziemię posłał
w domu ciepło spokój nikt nie marudzi
zmęczony wypalony jak znicz
wołam