przychodzisz z nocą jak sen
jak wiersz w linijkach kartki
układasz frazy
nie mówisz nic
wyczuwam lekki powiew wiatru
błyskiem w oku
po strunach gitary drgam
serce tańczy
z każdą wibracja uwielbiam Cię
gdy śpiewam drżą wargi
nie jestem godzien Twojej łaski
Jesteś źródłem prawdy
wodą żywą gasisz pragnienie
ciało słabe mdłe nietrwałe
duch bojaźliwy skryty w zakamarkach ciszy
obmywam stopy przed Twoim domem
odpędzasz demoniczny wzrok złych ludzi
niegodziwych i chciwych
Jesteś blisko głaszczesz włosy
przyciskam do rękawa łzy
boli serce lekko tłucze w piersiach
nie umiałem żyć od a do z
lecz wybacz mi
niech stanie się Twoja wola
jak szary zbity pies
skrada się głód zmusza mnie
głód wyznania win
przebaczenia wyczekiwanie cierpliwie w modlitwie
żal mi bezpłciowych dni
inaczej nie mogłem
nie wiem gdzie był błąd
świat jest zły
popychał kusił mnie
ja człowiek słaby
kierowany na złe drogi kierunki
uciekłem szukałem Cię
Lecz to Ty jesteś
największą wartością
porządkiem nieskończonej dobroci
Panie odnalazłeś mnie marnotrawnego
Amen