opuszkami półotwartych ust
namiętność wydziera niebotyczne słowa
stają się jak igła
misternie naniza
ból przeszywa galimatias ciał
dłonie wiją się błądzą w gorączce
wreszcie odlatują
w eksplozji rozmemłani
odchodzisz zasypiam
świt zastaje zwłoki
cuci
ledwo się zbieramy
a właściwie ty
ja zostaję z nadzieją
w śliskości jedwabi splątana że
wrócisz
aksamitem ćmy