na świat ogromny pełen hołoty
goły bezbronny bez imienia władzy i pieniędzy
czekał go los ciężki jak głaz na sercu
szukał miłości od najmłodszych lat
zrywał się z łóżka wczesnym świtem
coś nie dawało usnąć
zbudzony pracował do późna
mijały dnie najgorsze noce
gnębiony poniżony nie poddawał się ideologii
wiedział więcej niż inni to wyróżniało go
nie mówił o tym nikomu
nie zaglądał do kościoła wyczuwał zło
pod przykrywka pięknych wyniosłych słów
muzyka hipnotyzowała gdy organista grał
nie służyło mu to wiedział że nie tędy droga
modlił się cały czas
gdy wstawał pracował kładł się spać
wychodził z domu całował żonę i dzieci
upływały dni miesiące i lata
on czekał na znak ale znaku nie było
dużo wcześniej wiedział że świat zgrzeszył
nie powrotu idzie dalej ku przepaści na dno piekieł
wewnętrzna walka z siłami czarnej mocy trwa
wygrywa czasem poddaje się wierzy jednak
ufa słowom prawdy
Bóg za rękę prowadzi w nieskończone szczęście
przyszedł na świat człowiek mały o wielkim sercu
otrzymał laskę Bóg mu obiecał