Jestem ostatni z drużyny
Wlokąc się niezmiernie
Zmuszam towarzyszy do czekania na mnie
Ból niepomierny me członki przeszywa
Stopa posłuszeństwa odmawia
Pod kątem nienaturalnym się ustawiając
Plecy ku ziemi ściąga plecak
Mimo iż lekki, dla mnie tonę ważący
Tak to ubolewając nad własnym losem
Widzę wybawienie i otuchę
Widzę grupę postój przygotowującą
Na mnie tylko czekającą
Lecz gdy podchodzę bliżej słyszę
"Odsapnij chwilę poczekamy"
I wtedy odzywa się moja duma
A może i pycha
" Co?! Oni na mnie czekać mają. Niedoczekanie"
Więc mówię "Dam radę" głosem chwiejnym
"Nie zgrywaj twardziela" odpowiedź rozbrzmiewa
I wtedy duma ironicznie się odzywa
Odwracając głowę z szyderczym uśmiechem
"Ja nie muszę" i idę dalej
Maszeruję z głową do góry podniesioną
Bo wiem, że na mnie patrzą
Po chwili mnie doganiają
Po chwili wyprzedzają
Żegnam ich uśmiechem odwzajemnionym
I energicznym machaniem ręki
A gdy z oczu mi znikają
Plecy się łamią, głowa w dół szybuje
Ból wraca ze zdwojoną siłą
A ja wlokąc nogę za nogą
Cicho pochlipuję...