ciągle pod wiatr
z zapachem bezkresu
na oczach przykryty sen
zbłąkany deszcz moczy kawał ziemi
z głodu ściska w środku nikt
nie wie jak źle samemu
jak statek w szkwale
z poszarpanym białym żaglem
mam nadzieję
zimno przenika samotni wędrówkę
wnikam do wewnątrz do środka
zwijam się niebity
przybity do miedzy wzdycham
późna noc dreszcze pod sierścią
księżyc skrobie list w mym oku
brak słów więc wyję do nieba
mroźna noc
twarda kość
idą myśliwi
nagonka trwa
terkotki bębnów szał
instynkt nakazuje uciekać
słychać w oddali psy
zwierzyną się stałem
bez wyboru
uciekam z nocą w ciemny las
uchroni mnie bór
skradam się do innych braci samotnych wilków
ostrzeżenie dać i usnąć
świtem wyruszyć w podróż życia