w domu sam w bólu kona
w kajdanach myśli układa w słowa
w amoku absyntu woła
krokami mierzy odległość
z domu do bram Boga
dłonie ma słabe
narzeka na niedolę
biedny duchem wolny
ptaszyna słaba w swetrze potarganym
błąka się ulicami miasteczka
obserwuje woła
w bramie wina napije
z młodszymi kolegami
nocą naciąga kaptur
na ostry twarzy kontur
zasypia głodny prawdy
czasem myśli że umiera
biedny poeta nędzna bieda