na językach niesione bez pardonu
usta twoje smakują czekoladą
kocham cię
przenoszę przez próg
życiowe bariery drogą przemian
czas upływa
może go nie ma
nie płynie
okłamujemy się zwariowani
że nam nic nie jest
pod skórą choroby
kornik w korze drzewa
coś piecze wierci
w garści
okruchy ciepła
odrobiny żalu
pod drzewem stoję
od kilku dni pada deszcz
moknę z nadzieją że mnie zawołasz jak ojciec wołał
gdy mały chłopiec zapomniał że skończył się dzień
który miał znaczenie
a nocą odpocząć od historii
pokonać ból serca przy porannej kawie
zapalić papierosa dłonią odpędzać dym
snuć opowieści o wojnie która niesie pokój
skończony świat dotyka twoich powiek
nowym świtem witać Boga
tylko przebacz