Tina_Landryna
Dołączył:2011-01-20 20:54:01
Miasto:landrynkowe
Wiek:brak
Średnia ocen: 2
Głosów: 2
Komentarzy: 2
We wsi oddalonej kilkanaście kilometrów tornado zbierało żniwa, zapowiedziane przez meteorologów. Stawaliśmy okrakiem na wznak i kręciliśmy się dookoła własnej osi, próbując odwlec nieuniknione. Poziomka zasuszona na ustach i gorzki smak palonej kawy stawał w gardle. Nie było w nas tak jak dawniej nadziei, byliśmy zniesmaczeni, zobojętnieni i odrętwieni niemocą. Baliśmy się o najbliższych. Słońce kompletnie zaszło, łuna szarości i fioletowych barw rozbijała i drażniła. Na każdym kroku coraz bardziej patrzyliśmy na siebie z niepewnością. Taki śmiech przez łzy. Milczeliśmy. Próbowaliśmy przygotować się na najgorsze, aż w końcu przyszedł czas na nas. Musieliśmy podjąć decyzję czy walczyć z tornadem czy też pozostać na miejscach i zabezpieczyć domy, obory, szopy i zwierzęta. Wioska nasza artystyczna tonęła w spamie nieokreślonych informacji, brakowało dobrej komunikacji. Zdenerwowani i wyprowadzeni z równowagi psychicznej nie umieliśmy podjąć racjonalnych decyzji. Ale wiedzieliśmy, że jak czegoś nie zdecydujemy może to skończyć się tragicznie.
Nie bałam się, ale po oczach dzieci, starców i kobiet panikę dawało się bardzo dobrze wyczuć. Jakże mocno wtedy poczułam, że jeśli czegoś nie zrobię zniknąć może nasze całe plemię.
Chaos szemranym krokiem z złowieszczym spojrzeniem wnikał w nasze umysły.
Traciliśmy powoli kontrolę.
Nikt nie dodał negatywnej oceny do tego utworu.