Słyszę głos – to tylko burzliwy tętent rzeczywistości.
Brodząc pośród smogu unikam spojrzenia,
Młodych bez duszy, bez znaczenia, bez świadomości.
Elektryczny blask ulicznych świateł animuje moje ruchy,
Słyszę głos – to tylko chemia organizmów – ludzkości.
Któżby w tym mechanicznym świecie nie szukał narkozy?
Marszałkowej buławy synapsy – absolutu niegodziwości.
Niczego nie szukam, nikomu nie wadzę – mówię
Do napotkanych pod przymusem (nie)znajomych.
Pytają mnie głośno: czemu kłamię?
Swym głosem kolekcjonerów wspomnień zniewolonych.
Ich dusza codziennie jak wosk topnieje.
Ale póki dopalić się mogą,
Jak wiejska dziewka w królewskiej alkowie,
Dobrze się bawią!