czasami tak krzywo aż się tego wstydzę
chciałabym być bardziej chora i niemrawa
ale samo to przychodzi i mnie złem napawa
brzydko jest tutaj i mglisto same tęgoryjce
obłe glisty same trutnie nicienie i wyjce
podeszłam do ciebie zapytałam głośno
czy chcesz dalej mnie spotykać i udusić ością?
nakurwiłam się jak nigdy zaczęło mnie trząść
spiekło w usta w karku krzyżu zacisnęłam pięść
nie wiem czemu mnie to dusi i sama się krztuszę
na nogach ledwie się bujam i na lampie wiszę
od niedawna mnie nie męczy choroba rakowa
stoję przed tobą naguśka prawie tak jak nowa
lecz coś znów innego mi dokucza przypina do muru
jakieś stare smętne echo które było guru
nie to tylko jest orkiestra dęta młodzi jaśnie panie
coś znów widzę niejasnego me złe jest kochanie
braki wyrwy i litery jak na smukłej tali wytatuowanej
odmówiłam dwie dziś mantry zawiesiłam pranie