Dramatis Personae:
Sajrus
Szaszłykowski
Spycigniew
Pani Mietek (występująca z kloszem na głowie)
Marszałek
Przyboczny Spycigniewa
Akt I
Sajrus i Szaszłykowski stoją w mrocznym pomieszczeniu przypominającym opuszczony gabinet dentystyczny.
Sajrus:
Dlaczego ja, ja się do tego nie nadaję, znajdźcie kogoś innego.
Szaszłykowski:
Nie, nic podobnego, on mówi, że tylko ty i tylko w ten sposób.
Sajrus:
Ale to nic nie da, ma przecież cały parlament za sobą, ja jestem za słaby.
Szaszłykowski:
Nie udawaj głupszego niż jesteś, wiesz że on może okazać wdzięczność, ale ma dobrą pamięć,
szczególnie dla krnąbrnych i ciężko kapujących, przypatrz się Kobzie i Igle, chcesz tak skończyć jak oni, mydłku jeden, weź napij się i przestań ględzić.
Sajrus:
Dobre, co to jest?
Szaszłykowski:
E tam, zwykła księżycówa, przecież od tych sztucznych pomyj, to tylko ciężki łeb, hy, hy.
Sajrus:
A niech mnie, dobra, zgadzam się, ale pod warunkiem, że spotkam się z samym Spycigniewem.
Szaszłykowski:
No jasne, ciućmo zatracona. No to morda w kubeł, zrobimy z ciebie Brutusa jak się patrzy,
he, he.
Obaj wychodzą z pomieszczenia.
(...)
Akt II
Spycigniew siedzi przy suto zastawionym stole, ogryza udźca i przygląda się spacerującemu po komnacie kotu. Do komnaty wchodzi marszałek.
Spycigniew:
Czego? Nie widzi, że jemy!
(rzuca kotu kawałek mięsa)
Ha, ha, ha, wszyscy jesteście tacy sami.
Marszałek:
Eee, Szaszłykowski i Sajrus czekają na zewnątrz, mam wpuścić?
Spycigniew:
A niech tam, zobaczymy, czy te ćwoki się na coś nadają, wpuszczaj!
(rzuca zdegustowany udźcem i wyciera się obrusem)
Do komnaty wchodzą Sajrus i Szaszłykowski, obaj padają na kolana nie podnosząc wzroku.
Spycigniew:
No, co tam?
Szaszłykowski:
No bo, bo my właśnie w tej sprawie, że, no ekscelencja wie, yhy, yhy.
Spycigniew:
To wydukaj to wreszcie z siebie, Szaszłykowski.
Tyle w ciebie zainwestowałem, a ty nawet prostego zdania nie umiesz wycedzić, co ja z wami mam.
(zwraca się do Sajrusa)
No i co zgadzasz się?
Sajrus:
No nie wiem, ekscelencjo.
Spycigniew:
Co nie wiesz. Szaszłykowski, i co ty mi tu zawracasz głowę, hę?
Szaszłykowski:
Ależ ekcelencjo, on się zgadzał, nie wiem co mu teraz strzeliło we łbie,
(pod nosem do Sajrusa)
ja ci nogi z dup*y powyrywam, skurwiel*u...
Spycigniew:
cicho, co tam mruczycie?!
Sajrus:
A co ja z tego będę miał, przecież, to mój koniec, ani chybi.
Spycigniew:
Ty się popatrz na prawo i się popatrz na lewo i się zapytaj, czego ty nie będziesz miał, sieroto!
Odgłosy głośnej dyskusji na zewnątrz, do komnaty wchodzą Pani Mietek i Przyboczny Spycigniewa
(...)
Akt III
Przyboczny Spycigniewa:
Tak jak szef kazał, przyprowadziłem ją, tyle że musiałem ją wyszarpać od fryzjera, siedziała pod suszarką.
Pani Mietek:
Ekscelencjo, proszę wybaczyć, ale co czwartek mam termin, no i właśnie, przecież ja muszę reprezentować i w ogóle...
Spycigniew:
Mietek, czy ty sobie z tego zdajesz sprawę, po co ja cię utrzymuję, widzisz tego kota, on najlepiej wie, co się należy, weź sobie zeń przykład i ściągnij wreszcie tego klosza z głowy.
Pani Mietek:
Ależ ekscelencjo, to najnowsza fryzura w stylu królowej Beatrix, kosztowała mnie majątek.
Spycigniew:
Wam, już nikt i nic nie pomoże.
No dobra, Mietek, ty lansujesz Sajrusa, Szaszłykowski, przestań ogryzać paznokcie! Skoncentruj się, ty robisz zadymę, a Sajrus, robisz tylko to, co Ci powiemy, poniali?
Spycigniew bierze kota na ręce i wychodzi razem z przybocznym, za nimi wychodzą Mietek i Marszałek. Sajrus blednie i kołysze się na nogach.
Sajrus:
Biada mi, biada.
Szaszłykowski:
Nie marudź, masz, napij się.
(…)