porośnięta trawą zapach ziół
po obu stronach rów
pełny czystej wody
zatrzymanej w ryzach łagodnych brzegów
wierzby patrzą w niebo
wzniesione korony ku niebu
ręce proszące o deszcz
o lepszy czas
podąża wędrowiec pośród wierzbowych panien
a cień kładzie się pod stopy jak welon
jak trawy bagien
leniwy kojący dla ciała
duch napełniony pejzażem
krajobraz z tysiąca i jednej bajki
chłopiec pędzi krowy
blisko pastwisko
zielone łąki
zboża nieskoszone pachną latem
wędrowiec zagryza kawałek chleba
pije wodę ze źródła przy starym krzyżu
z którego Chrystus zerka
przeżegnał się ukojony
podąża w kierunku bliżej nieznanym
nie wie naprawdę co począć
odpocząć czy porozmawiać z ludzi
których tak kocha
śmieją się gdy go widzą
uśmiech jest dewizą na lepsze
człowiek nie zmieni się
zmieni go świat innych ludzi niż my
szczęściem są lasy pola pagóry
płaczące wierzby leniwe strumyki
zaniedbane kapliczki
krzyże na rozdrożach
najbardziej boli smutek i łzy dziecka
kochajmy się jeszcze
dopóki słońca blask iskrzy w oczach
powtarzał swój wiersz
czytał każdemu kogo spotkał na drodze
wśród gwiazd a pod niebem pełno nas
starczy miejsca by żyć i szczęście innym nieść w dłoniach