wieczorem może rano
nie pamiętam nie pytałem
nie umiałem
mówili że w czepku
narodzony
po to by dowiedzieć się
że takie życie to grzech
kamienne tablice
dekalog kilka zasad
przykazania miłości
by osłabić nas
wszytko dobre gdy króluje dobroć
a tutaj płacz rozpusta i pełne usta
na wzdęcia espumisan
rozpasani jak świnie
w poszukiwaniu wolności
co raz szersze schody
nie wznoś się za wysoko
bo i tak spadniesz na twarz
w ziemi czerń i bagien smród
poplamisz koszulę i krawat
wyjęty zepchany na margines
szydzą i klnąc pod nosem
recytują i głoszą niewłasne słowa
jaśnieje pora podnieść szkielet
wypinam się przy lustrze
świat nie wiele może mi dać
nie stać go na więcej
walczyć zmuszony sam
walczę nie podam się
lubię ginąć w walce