fb

Czy na pewno chcesz usunąć swoje konto?

Usunąć użytkownika z listy znajomych?

Czy usunąć zaznaczone wiadomości z kosza?

Czy chcesz usunąć ten utwór?

informacje o użytkowniku

a.s

Dołączył:2008-12-02 15:32:40

Miasto:brak

Wiek:brak

zainteresowania

sport,muzyka

statystyki utworu

Średnia ocen: 0

Głosów: 0

Komentarzy: 2

statistics

inne teksty użytkownika

brak utworów...

A A A

0

Wspomnienia z drugiej ręki...utwór dnia

Autor:a.skomentarz Kategoria:Inne Dodano:2008-12-02 04:51:40Czytano:749 razy
Głosów: 0
Wrzesień na Litwie dawał po zbiorach,<br />
Dostatek w zaściankach, chałupach i dworach.<br />
Każdy spełniony spać szedł o zmroku,<br />
Lato go budziło piękne tego roku&amp;#8230;<br />
<br />
LITWA.17 WRZEŚNIA 1939 ROKU -<br />
OPOWIEŚĆ MOJEJ MATKI.<br />
<br />
<br />
W oparach mgły lasy bladym świtem,<br />
Mieniące się w rosie gwiaździstym nefrytem.<br />
Postrzępione łęgi łąk przybrały,<br />
Srebrzystym kobiercem - ukwieconym całym.<br />
<br />
Blade Kępy brzóz jak wyspy sterczące,<br />
Nad mlecznym oparem spokoju strzegące.<br />
Drobne listki ku górze zwracały,<br />
Wschodzącego słońca z utęsknieniem czekały.<br />
<br />
Od moczarów rechot żab skrzeczących,<br />
Przerywały toki cietrzewi tańczących.<br />
Świt nad borem budził się różowy,<br />
Tarczą o sercu na pobrzeżu spiżowym.<br />
<br />
Ognisty blask błąkał się po niebie,<br />
Skrawki nocy przenosił wolno za siebie.<br />
W niebiosach zaś klucz gęsi kołował,<br />
Na leża zimowe krzykliwie żeglował.<br />
<br />
Ku puszczy tonącej w tej kipieli,<br />
Wiatr toczył polami kłębowisko bieli.<br />
Resztki nocy po krzakach rozpraszał,<br />
Nowy dzień na Litwę gościnne zapraszał.<br />
<br />
Nic nie wskazywało, że wojna trwa&amp;#8230; <br />
<br />
<br />
Na małym wzgórku, nad strzechami wsi,<br />
Malwami otoczony biały dworek lśnił.<br />
Ganek miał z daszkiem wsparty kolumnami,<br />
I schodki kamienne przed samymi drzwiami.<br />
<br />
Od bramy misternie ozdobionej,<br />
W dwa słupy ceglane ongiś oprawionej.<br />
Dla wygody goszczących pojazdów,<br />
Alejka szutrowa wiodła do podjazdu.<br />
<br />
Tuż za nim dzikim bzem obrośnięte,<br />
Klamrami żelaznymi w narożnikach spięte,<br />
Gniazdami jaskółczymi oklejone,<br />
Czworaki dla służby stały opuszczone.<br />
<br />
Przy oborze po podwórku całym,<br />
Stajnia ze stodołą długi cień rzucały.<br />
Te w słońcu błyskało kałużami,<br />
W których się taplały kaczki z prosiakami.<br />
<br />
A wszystko w lekkim nieładzie stało,<br />
Jakby mu pańskiego oka brakowało.<br />
Z dnia na dzień życie się kręciło,<br />
I skromnie się raczej domownikom żyło.<br />
<br />
Marna im przyszłość była pisana,<br />
Odkąd tragiczna śmierć zabrała Pana.<br />
Wdowa dzieci kupę urodziła,<br />
I nieba rdzo sobie na roli radziła.<br />
<br />
Familia aczkolwiek zubożała,<br />
Mir i poważanie w okolicy miała.<br />
Drzwi we dworze otwarte dla gości,<br />
Tak jak nakazuje prawo gościnności.<br />
<br />
<br />
<br />
Z dworu się pejzaż piękny roztaczał,<br />
Urodę miejsca po horyzont zaznaczał.<br />
Wśród lasów podmokłych, bagien i błot,<br />
Ornych pól z pastwiskami przewijał się splot.<br />
<br />
A niecką z pejzażu wykrojona,<br />
Wieś się ciągnęła opłotkami dzielona.<br />
Chaty gontem kryte i strzechami,<br />
Ściany pobielane, zdobione kwiatami.<br />
<br />
Dojrzałe sady ją otaczały,<br />
W których się ciężko jabłonie uginały.<br />
Łąki zielone aż po moczary,<br />
Rosa pokrywała zabarwieniem szarym.<br />
<br />
W obejściach się kiwały żurawie,<br />
Zaglądając w otchłań studni ciekawie.<br />
Wyżej tylko puste gniazda stały,<br />
Z których już bociany zdążyć odleciały.<br />
<br />
Zmurszały wiatrak skrzypiąc śmigami,<br />
Ziarno swe mielił pracowicie żarnami.<br />
Echo od lasu ciszę przenika,<br />
Kiedy gra w tartaku tartaczna muzyka<br />
<br />
Ciut z boku przy placu brukowanym,<br />
Za płotem drewnianym - wapnem opryskanym.<br />
Gospoda stała z bali ciosana,<br />
Szumnie złotym rogiem obfitości zwana.<br />
<br />
Kuźnia w sąsiedztwie pracą rozbrzmiewa,<br />
Basem stary Wasyl w takt młota śpiewa.<br />
Równo ze świtem ogień rozpala,<br />
Nie masz w okolicy lepszego kowala.<br />
<br />
<br />
<br />
Ludzie tutaj w zgodzie z Bogiem żyli,<br />
Kapliczki przydrożne, figurki klecili.<br />
Drewniane łzy roniły po brodzie,<br />
Wystrugane świątki przy każdej zagrodzie.<br />
<br />
Spokój nad wioską błogi panował,<br />
Życiem bez trosk, bez kłopotów emanował.<br />
Kto raz oddychał jej zapachami,<br />
Wróci tu chociażby tylko wspomnieniami.<br />
<br />
Wójt struty - fajkę kopcił na ławce,<br />
Bezmyślnie podliczał krążące dmuchawce.<br />
Czuł, że niedługo potrwa sielanka,<br />
Nasłuchując ciszy tamtego poranka.<br />
<br />
Kur zapiał i umilkł zadziwiony,<br />
Gdy nad zaściankami uniosły się dzwony.<br />
Na msze wzywały do wiejskiego kościółka,<br />
Głos ich przedrzeźniała przekorna kukułka.<br />
<br />
Grzebią się coś chłopi niewyspani,<br />
Gruby proboszcz przysiadł na progu plebani.<br />
Na brzuchu palce swe nerwowo zaplata,<br />
Gdyż straszne wieści ma przekazać ze świata.<br />
<br />
Z wizytą wczoraj gościł we dworze,<br />
Gdzie radia wieczorami posłuchać może.<br />
O zgrozo! Komunikat podali,<br />
Że sowieci wschodnią granice przerwali.<br />
<br />
A tu taka cisza&amp;#8230; Cisza jeszcze,<br />
Niezmącona trwała przez działa złowieszcze.<br />
Ranne słońce grzało bez litości,<br />
Ksiądz z troską wygrzewał swoje stare kości.<br />
<br />
<br />
<br />
Pod kościołem grupki roztrzęsione,<br />
Zbliżającą się pożogą przerażone.<br />
Do kapłana po radę zjechały,<br />
Na kazanie jak na ścięcie czekały.<br />
<br />
Umilkli ludziska pełni wiary,<br />
Kiedy na ambonę wdrapał się ksiądz stary.<br />
Widzieli jak drży mu siwa głowa,<br />
Gdy po świątyni płynęły jego słowa.<br />
<br />
Polacy! Wezwałem Was do siebie,<br />
Próby dzień nastał - Ojczyzna w potrzebie.<br />
Biedna Nasza Polska bez żadnej pomocy,<br />
Bój śmiertelny o wolność swoją dziś toczy.<br />
<br />
Nóż w plecy wbiła zmowa zdradziecka,<br />
Nas napadając, armia rusko - niemiecka.<br />
Polskę niewolił w zbrodniczych słowach,<br />
Tajny pakt Rubentropa i Mołotowa.<br />
<br />
Łuna się zbliża krwią zabarwiona,<br />
Płomienie jej podsyca armia czerwona.<br />
Paląc i grabiąc hordy pazerne,<br />
Pustoszą Polskę ich zagony pancerne.<br />
<br />
Ojczyzna wzywa! Bracia do broni!<br />
Piersią niech ją każdy jak Rejtan zasłoni.<br />
Jak kiedyś Nasi bracia Polanie,<br />
U drzwi swego domu niechaj z kosą stanie.<br />
<br />
Niech każdy serce jak Matce odda,<br />
Wrogowi swojej ziemi nigdy nie podda.<br />
Bóg Nam z pomocą swoją nadejdzie,<br />
I czarna Madonna z Jasnej Góry zejdzie&amp;#8230;<br />
Amen.<br />
<br />
<br />
Wierni po mszy w gromadki się zbili,<br />
Nad księdza słowami z powagą radzili.<br />
Z hukiem dział niosącym się przez lasy,<br />
Każdy czuł, że ciężkie zbliżają się czasy.<br />
<br />
Front się toczył od wschodu w te strony,<br />
Tłumami ludzi na drogach poprzedzony.<br />
Wojną przerażone uciekały,<br />
Po bezdrożach Litwy, schronienia szukały.<br />
<br />
Myśliwce po niebie grasowały,<br />
Na uchodźców jak na kaczki polowały.<br />
Wzdęte trupy krów, ludzi i koni,<br />
Zalegały drogi - nikt ich nie obronił.<br />
<br />
Długie sznury pojazdów spalonych,<br />
Rowy zalegał dobytek porzucony.<br />
Cierpiących lament, szat rozdzieranie,<br />
I zwłok umęczonych zbiorowe grzebanie.<br />
<br />
Jakaś Matka po polach się snuje,<br />
W zawiniątku coś niesie, tuli, całuje.<br />
Główki dziecka po krzakach szukała,<br />
Bo bomba lotnicza wózek rozerwała.<br />
<br />
Wśród pożarów i dymów na niebie,<br />
Los swój pchają w milczeniu przed siebie.<br />
Bez wody, bez spania, bez żywności,<br />
U Boga w modlitwach szukają litości.<br />
<br />
Jak do tarczy strzelały w dzieciaki,<br />
Z gwiazdami na skrzydłach pikujące &amp;#8220;Jaki&amp;#8221;.<br />
Dzieci w niemym krzyku zastygały,<br />
Nóżki z przerażenia w ziemię im wrastały.<br />
<br />
<br />
<br />
Wieś przepełniały tłumy po brzegi,<br />
Wozów, bryczek, furmanek szeregi.<br />
Gdy izby w chatach wszystkie zapchali,<br />
Pod gołym niebem - w sadach koczowali.<br />
<br />
Życzliwość każdy dom naznaczyła,<br />
Wspólna niedola Polaków połączyła.<br />
W zagrodach gdzie uchodźców gościli,<br />
Miejscowi się chlebem ostatnim dzielili.<br />
<br />
Szpital polowy powstał z gospody,<br />
Rannych dowoziły doń chłopskie podwody.<br />
Wokół zmęczone siostry biegały,<br />
A białe fartuchy krwią im ociekały.<br />
<br />
Lekarze niemal, że nie spali,<br />
Młodym chłopcom zdrowie, życie ratowali.<br />
Wojna pracy im nie żałowała,<br />
Śmierć gęsto swe żniwo kosą zbierała.<br />
<br />
Proboszcz po wsi z sakramentem krążył,<br />
Rzadko ze spowiedzią i komunią zdążył.<br />
Mszy nie odprawiał już przy ołtarzu,<br />
Tylko przy mogiłach na wiejskim cmentarzu.<br />
<br />
U księdza głodnym nikt nie zostanie,<br />
Na kwatery oddał kościół i plebanie.<br />
Zorganizował zbiórkę żywności,<br />
Dokarmiając swoich zabłąkanych gości.<br />
<br />
We dworze zaś stanowisko miały,<br />
Zdziesiątkowane, opuszczone odziały.<br />
Bez kontaktów z frontem, bez łączności,<br />
Na rozkaz z nikąd czekały w bezczynności.<br />
<br />
<br />
<br />
Dziedziczka jak o synów swych dbała,<br />
Po kątach nad marnym ich losem płakała.<br />
Widziała ich twarze przerażone,<br />
Widziała ich groby w polach rozrzucone.<br />
<br />
I nadszedł ostatni dzień wolności,<br />
Fala uchodźców gdzieś zniknęła w ciemności.<br />
Cisza martwa w powietrzu wisiała,<br />
Gdy armia czerwona Litwę zalewała.<br />
<br />
Sowieci doszli przez wieś do dworu,<br />
Nie napotykając po drodze oporu.<br />
Jedyne strzały jakie oddali,<br />
Grzmiały w gospodzie gdy rannych dobijali.<br />
<br />
Jeńców nie brano - śmierć triumfowała,<br />
Jatka kilka godzin Rosjanom zabrała.<br />
Siostry z ubrań odarte, zbrukane,<br />
Po gwałtach zbiorowych były mordowane.<br />
<br />
&amp;#8220;Zabawa&amp;#8221; może dłużej by trwała,<br />
Ale dzika horda krwi się nachłeptała.<br />
Zwłoki zebrali, na stos rzucili,<br />
Ropą z czołgu polali i podpalili.<br />
<br />
Gryzący fetor kremowanych ciał,<br />
Zawiesiną nad ziemią do wieczora stał.<br />
Łzy wyciskał ludziom przerażonym,<br />
Ten mord oprawców pod sztandarem czerwonym.<br />
<br />
Ich sztab we dworze się ulokował,<br />
Właścicieli wygnał, izby pozajmował.<br />
Żołnierze - rabusie, plądrowali,<br />
Czego nie zabrali to zdemolowali.<br />
<br />
<br />
<br />
Po noclegu wyruszyli na front,<br />
Został tylko po nich spalenizny świąd.<br />
W pokojach flaszki po samogonie,<br />
A w stajniach leżały zastrzelone konie.<br />
<br />
Tak się skończyła kampania cała,<br />
Wojna dla miejscowych jedną dobę trwała.<br />
Po nierównej z wrogiem konfrontacji,<br />
Nadszedł czas niewoli - ruskiej okupacji.<br />
<br />
Sowieci z rzadka tu zaglądali,<br />
Jakby się tych bagien i tych lasów bali.<br />
Po staremu życie się toczyło,<br />
Tylko po chałupach skądś ludzi przybyło.<br />
<br />
Porządki swoje zaprowadzali,<br />
Od czasu do czasu kogoś zabierali.<br />
Proboszcza wzięli wprost od ołtarza,<br />
Z piwnicy wywlekli starego młynarza.<br />
<br />
Puszczę i wioski przeczesywali,<br />
Kryjących się żołnierzy poszukiwali.<br />
Do jakiejkolwiek zagrody wpadli,<br />
To, albo coś zniszczyli, albo ukradli&amp;#8230;<br />
<br />
Ciemną nocą pod dwór zajechali,<br />
Kolbami zaciekle we drzwi łomotali.<br />
Z łóżek wywlekli czerwone dranie,<br />
Kwadrans przeznaczając im na spakowanie.<br />
<br />
Ścigani rykiem pijackich śmiechów,<br />
Zimowe ciuchy ładowali w pośpiechu.<br />
Bowiem krążyło po wsi gadanie,<br />
Że &amp;#8220;kułaków&amp;#8221; czeka na sybir zesłanie.<br />
<br />
<br />
<br />
Na pociąg wieźli ich dwie godziny,<br />
Zastali na stacji znajome rodziny.<br />
Pod okiem sowieckiego kordonu,<br />
Do bydlęcego wsiąść musieli wagonu.<br />
<br />
W wagonie słoma porozrzucana,<br />
Za &amp;#8220;kozą&amp;#8221; dziura w podłodze przykrywana.<br />
Niemiłosierny zaduch panował,<br />
Głód i brak wody ludzi dziesiątkował.<br />
<br />
I ta niepewność - losu nieznanie,<br />
Kresu podróży w myślach zgadywanie.<br />
Chowanie zwłok na rzadkich postojach,<br />
Poganianie pałkami przy wodopojach.<br />
<br />
Pewnego razu w rzece się myła,<br />
Córka ze swą matka i się utopiła.<br />
Ruscy tylko znak do odjazdu dali,<br />
Wyjącą kobietę na siłę zabrali.<br />
<br />
Prze Bóg trudno sobie wyobrazić,<br />
Co matka przeżyła - jej rozpacz wyrazić.<br />
Gdy bez grobu jej kruszyna mała,<br />
W nurtach obcej rzeki sama pozostała.<br />
<br />
A ojczyzna wciąż się oddalała,<br />
Ta podróż w nieznane dwa miesiące trwała.<br />
W apatię wpadli ludzie powoli,<br />
Wiezieni do łagrów rosyjskiej niewoli.<br />
<br />
Aż nagle tułaczka się skończyła,<br />
Nad nimi piękna noc gwiazdami iskrzyła.<br />
Nie była to tajga Magadanu,<br />
Stali na bezkresnych stepach Kazachstanu.<br />
<br />
<br />
<br />
Ranek ukazał bezmiar przestrzeni,<br />
Stepy szerokie, falujące bez cieni.<br />
Pośród traw jakaś siła nieznana,<br />
Powalała swą wielkością na kolana.<br />
<br />
Wnet porzucili wszelką nadzieje,<br />
Że ten straszny sen się na jawie rozwieje.<br />
Zesłańców bez ojczyzny, bez Boga,<br />
Czekała złowieszcza katorżnicza droga.<br />
<br />
W ziemniakach - stłoczeni rodzinami,<br />
Osłabieni głodem, pracą, chorobami.<br />
Za kawałek chleba harowali,<br />
Który też nie zawsze na czas dostawali.<br />
<br />
Pluskwy i wszy wszędzie panowały,<br />
I żadne sposoby na nie nie działały.<br />
Bezlitośnie krew skazańców piły,<br />
A przy tym zarazy różne roznosiły.<br />
<br />
W ziemniakach gdzie większość ludzi spała,<br />
Pandemia tyfusu i ospy szalała.<br />
Szczury wszędobylskie oraz muchy,<br />
Były bezustannie na służbie kostuchy.<br />
<br />
Najpierw zmarła matki siostrzenica,<br />
Zabiły ją suchoty, albo gruźlica.<br />
Jakże ciotka głęboko wierzyła,<br />
Że grono aniołków w niebie powiększyła.<br />
<br />
Życie polegało na przetrwaniu,<br />
Kroplami płynęły lata na zesłaniu.<br />
Ludzie tracili wiarę powoli,<br />
W kierat zaprzężeni rosyjskiej niewoli.<br />
<br />
<br />
<br />
Babka tyfus miała po dwóch latach,<br />
Leżała w gorączce, zawinięta w szmatach.<br />
Długo walczyła i się męczyła,<br />
Nim żywot jak zwierze w barłogu skończyła.<br />
<br />
Prawdą jest, że zdrowia nie ceniła,<br />
Papierosy wręcz nałogowo paliła.<br />
Harując ciężko niedojadała,<br />
Za marną machorkę chleb swój sprzedawała.<br />
<br />
Śmierć ruska żniwo znowu zebrała,<br />
Jeszcze jedna polska mogiła powstała.<br />
Ojczyzna znowu córkę straciła,<br />
Jeszcze jedna Polka stepy użyźniła.<br />
<br />
Matki na pogrzeb mej nie puścili,<br />
Dość, że nie współczuli to jeszcze szydzili.<br />
Wolonego z pracy dać jej nie chcieli,<br />
Bo głęboko w &amp;#8230; los zesłańców mieli.<br />
<br />
Ponoć z wściekłości biedna aż wyła,<br />
Gdyż czara goryczy w niej się przepełniła.<br />
Nawrzucała im ile się dało,<br />
No i Stalinowi się przy tym dostało.<br />
<br />
Sprawę zrobili jej na majdanie,<br />
Zesłańców spędzając niby na zebranie.<br />
Sześć miesięcy dostała dziewczyna,<br />
Za obrazę partii i &amp;#8220;Boga&amp;#8221; Stalina.<br />
<br />
Boże jak się mama więzienia bała,<br />
Do którego dwa dni kibitką jechała.<br />
Przerażoną na pawilon wzięli,<br />
Ogolili, przebrali - w celi zamknęli.<br />
<br />
<br />
<br />
Ta dwa okienka miała z kratami,<br />
Łóżka żelazne z cienkimi siennikami.<br />
Stoły i ławki - kibel pod ścianą,<br />
I miskę mosiężną, złotą wanną zwaną.<br />
<br />
Więźniarki z sercem ją przywitały,<br />
Chleba jej dały i w smutku pocieszały.<br />
Dobre wrażenie na nich zrobiła,<br />
Dziewczyna bez ojczyzny - skromna i miła.<br />
<br />
I tu się teraz trochę zdziwicie,<br />
Jaką przewrotnością kieruje się życie.<br />
&amp;#8220;Pudło&amp;#8221;, Które tak Ją przerażało,<br />
Z zesłania najmilszym wspomnieniem zostało.<br />
<br />
Cały wyrok w kuchni pracowała,<br />
Więc zimna i głodu w mamrze nie zaznała.<br />
Nogawki sznurkiem podwiązywała,<br />
Żarcie do celi dziewczynom przemycała.<br />
<br />
Wyrok się skończył jesienią złotą,<br />
Dwieście kilometrów wracała piechotą.<br />
Pszenicę od woźniców kupiła,<br />
Którą na postojach na ogniu prażyła.<br />
<br />
Bała się - że już sama zostanie,<br />
Bo nowe jej dali zsyłki skierowanie.<br />
W okolicy porosłej lasami,<br />
Pomiędzy Irtyszu i Obu źródłami.<br />
<br />
W drodze gdy padała z wyczerpania,<br />
Po domach szukała kąta do spania.<br />
Nikt nie udzielił na noc schronienia,<br />
Łysej dziewczynie wypuszczonej z więzienia.<br />
<br />
<br />
<br />
Wreszcie bez ręki stara Rosjanka,<br />
Nalała jej mleka ciepłego do dzbanka.<br />
Nad przemarzniętą się zlitowała,<br />
Przy piecu na ławie przenocować dała.<br />
<br />
Ale powiedzcie co to za spanie,<br />
Ziemniaki obok pachniały w saganie.<br />
A że się matka z głodu skręcała,<br />
To się do gara z kartoflami dorwała.<br />
<br />
Organizm głodówką wycieńczony,<br />
Za pazernie naraz został nasycony.<br />
Na dwór ledwo wyskoczyć zdążyła,<br />
Biegunki dostała, resztę z krwią zwróciła.<br />
<br />
Rano dyskretnie po cichu wstała,<br />
Gary pomyła, pokoje posprzątała.<br />
Na targu kożuszek wymieniła,<br />
Za co jej obiad &amp;#8220;królewski&amp;#8221; upichciła.<br />
<br />
Gdy dzieje matki mej usłyszała,<br />
Ta obca kobieta aż się rozpłakała.<br />
Biedną dziewczynę chciała ukrywać,<br />
Do końca wojny w swoim domu zatrzymać.<br />
<br />
Niestety czas - jak życie przemija,<br />
Wole ludziom łamie, nadzieje zabija.<br />
Przed Rosjanką padła na kolana,<br />
I poszła z płaczem tam gdzie była zesłana.<br />
<br />
Nad Obem w lasach osada drwali,<br />
Drzewa w nich ścinali i rzeką spławiali.<br />
A w porcie zbudowanym na brzegu,<br />
Tratwy i baraki cumowały w szeregu.<br />
<br />
<br />
<br />
Za wsią łagier drutem ogrodzony,<br />
Na rogach kwadratu - wieżami strzeżony.<br />
Z pasem śmierci wyrąbanym w krzakach,<br />
Skazańców mieścił w przepełnionych barakach.<br />
<br />
Psy i strażnicy, strażnicy i psy,<br />
Robactwo przeróżne, ciężka praca i wszy.<br />
Więźniom na co dzień towarzyszyły,<br />
Tego miejsca bez Boga - przekleństwem były.<br />
<br />
Jak się na miejscu zameldowała,<br />
Ręka opatrzności nad matką czuwała.<br />
Do pracy w porcie ją skierowali,<br />
Gońcem - sekretarką ją w biurze mianowali.<br />
<br />
Pokój dostała u pewnej wdowy,<br />
Przydział żywności i kożuch prawie nowy.<br />
A najważniejsze co uzyskała,<br />
To to, że do łagru się nie wpakowała.<br />
<br />
Życie płynęło jej bez trudności,<br />
Doskwierał jej tylko syndrom samotności.<br />
Tęsknota serce jej rozrywała,<br />
Dusza do ojczyzny, do domu się rwała.<br />
<br />
I w końcu nadszedł przedsmak wolności,<br />
Zwalniani Polacy szaleli z radości.<br />
Już na stacji - śpiewali i tańczyli,<br />
Już zapomnieli co w tym kraju przeżyli.<br />
<br />
Gdy po przepustkę z innymi stała,<br />
Matka o mało krwią nie eksplodowała.<br />
Ruscy jej papiery przy niej podarli,<br />
Oburzeni strasznie, mordy na nią darli.<br />
<br />
<br />
<br />
Kuda ty pchasz się tu z bagażami,<br />
Ten transport odchodzi tylko z Polakami.<br />
Ty zaś dziewczyno nasza krajanka,<br />
Żadna z Ciebie Polka - Ty jesteś Rosjanka.<br />
<br />
Horror, szok - po tych słowach przeżyła,<br />
Zrozpaczona na toru się położyła.<br />
A gdy przytomność już odzyskała,<br />
Gwizd parowozu z oddali usłyszała.<br />
<br />
Transport odjechał - została sama,<br />
Drogi do ojczyzny zamknęła się brama.<br />
Czy w tej ziemi zostawi swe kości?<br />
Czy z nimi zakopią jej sny o wolności.<br />
<br />
Później dopiero się dowiedziała,<br />
Czemu nie w łagrze tylko w biurze pracowała.<br />
Głupie tępaki źle przeczytali,<br />
I do nazwiska ruskie &amp;#8220;ja&amp;#8221; dopisali.<br />
<br />
Pół roku sprawę tą wyjaśniała,<br />
W końcu zezwolenie na wyjazd dostała.<br />
Znów do wagonu z płaczem wsiadała,<br />
Tylko, że tym razem do kraju wracała.<br />
<br />
Wesoło dudnił pociąg wolności,<br />
Jej życie historia zwracała ludzkości.<br />
Na peron sama zeszła z wagonu,<br />
Wróciła do Polski - jeszcze nie do domu&amp;#8230;<br />
<br />
EPILOG:<br />
Kiedy skroń matki srebrem zalśniła,<br />
Swoją ukochaną Litwę odwiedziła.<br />
Ani śladu dworku - w zgliszczach wieś cała,<br />
Tylko stara grusza w szczerym polu stała&amp;#8230;<br />
znaczek info

Aby dodać komentarz musisz się zalogować.


znaczek info

Brak komentarzy.

Ważne: nasze strony wykorzystują pliki cookies.

Bez tych plików serwis nie będzie działał poprawnie. W każdej chwili, w programie służącym do obsługi internetu, można zmienić ustawienia dotyczące cookies. Korzystanie z naszego serwisu bez zmiany ustawień oznacza, że będą one zapisane w pamięci urządzenia. Więcej informacji w Polityce prywatności.

Zapoznałem się z informacją