z chmur wypada ptaszyna
delfin chłopcem a mewą dziewczyną
wokół kłębią się dorsze
nieopodal dwa porche
grzeją straszne silniki na luzie
w kocim cichym pomruku
dziewka-mewa w czerwonym
w automacie dwanaście cylindrów
a delfin-boy zielonym
manualna siódemka
wyruszają w mordercze zawody
strugi deszczu do góry
gwiazd chcą stłamsić teksturę
słońce pada na płoty
a na sztachetach koty
mkną przez wioski okrutnie
księżyc złoci im grzbiety
czasem piorun z chmur w ziemię
przypierniczy że nie wiem
różne mijają miasta
i przekraczają rzeki
pośród lasów i gór palą gumy
wciąż prowadzi niewiasta
a finisz wciąż daleki
strome szczyty to dla nich igraszka
gdy ona most przekracza
on pośrodku staje
kluczyk rzuca w nurt spienionej rzeki
po chwili nura daje
pomału ją dogania
słychać klekot zaworów siódemki
ona tego nie widzi
śmiejąc się pedał wciska
rura tryska niczym fajerwerki
kiedyś też się zatrzyma
jak się skończy benzyna
lecz to dla niej jest kłopot niewielki
on z prądem na wznak płynie
dokoła cudna zorza
i nim nastanie zima do łoża
swego dotrze na morzu
jest szansa że wytrzyma
tam już czeka spragniona dziewczyna