zapukała do drzwi
na oścież otwarły się
on nie żył cały blady wisiał jak obraz
sznur jeszcze ciepły miażdżył tętnice na szyi
zapach moczu i kału zniewalał
nie pozwalał patrzeć
spuściła wzrok
płakała
nie potrafiła wydusić ani jednego słowa
słów brak oddał życie w ręce Boga
nasuwa się pytanie czy w ręce naszego Boga
licho kusiło go
nie rozmawiał obcym się stał
widziałem go jak cierpiał
zboku stał
mówił nic się nie dzieje
jest okej
pił piwo
wzdychał
jednak było mu źle