ale tak prawdziwie, tak na jawie,<br />
tak bezsprzecznie, tak nieustannie...<br />
Gdyby odratował nas spod pokrywy grubego lodu<br />
ktoś komu tęsko do lata, kto nie może znieść chłodu<br />
wiesz, mogłabym to nazwać nawet końcem świata<br />
nieba początkiem i końcem i tym wszytskim co wzlata<br />
by uniesc sie do innego lądu, do nowego horyzontu...<br />
<br />
Kiedy śnię, jestem jak motyl<br />
kitóry chwilę krótką zachwyca swoim pięknem i ginie<br />
bo nikt nie powiedział że piękno ma długie życie<br />
<br />
Tak więc nie pęknie gruba warstwa<br />
nie będzie żadnego końca początku, żadnego świata<br />
a jedyny koniec się rozpocznie, jak w kalendarzu nowa data<br />
i przyjdą zimowe dni chłodne, a w nich łzawy świt rosy skropionej na kwiatach<br />
jak żadna strata, niektórym wygodniej<br />
będzie prowadzić nocny tryb<br />
<br />
Bo właściwie to jestem jak ćma<br />
i wznoszę się do słońca, cholernie zaślepiona<br />
a przecież żar mnie spala<br />