<br />
idziemy lasem pomiędzy domem a symbolem<br />
iglaste cienie drzew sugerują patrzenie w lewo<br />
to stamtąd zawyje ciemność i puste brzuchy wilków<br />
gdy z żylastych gałęzi zmierzchliwie spełznie rdza<br />
<br />
pod żadnym pozorem nie można dać się złapać<br />
cóż z tego że wiosna walczy z szalikiem o miejsce na naszym karku<br />
kiedy żelazny język mgły wciąż jeszcze kąsa w nagie dłonie<br />
<br />
nie byliśmy gotowi na cholerną biedę<br />
<br />
bez liścia nad głową słuchamy jak niebo potyka się o dachy<br />
czasem jesteśmy skłonni wierzyć że ciepły komin woła w naszą stronę<br />
<br />
daleko po prawej może i się coś świeci lecz o ile mamy kieszenie<br />
to zaledwie wypchane przedwczorajszym deszczem<br />
po prostu nie stać nas na kamyki wróżące drogę powrotną