trącam strunę słońca
rozpiętą od okna
po sosnową listwę podłogi
przyglądając się
jak wybrzmiewa w ciszy
drobinami kurzu
skrzącymi się
niczym plejady gwiazd
w kryształowej topieli poranka
i przez chwilę
bardziej ulotną
niż mrugnięcie powiekami
obejmuję w myślach
dzieło stworzenia
w całej jego złożoności