siwa broda
minęło lato słońce spadło za jeziorem
jesień złoci liście
kora drzew rdzewieje
wiatr rozpuszcza włosy
skoszone łąki
siano tańczy zapachem ziół
zapadam się
myśli krążą w kosmosie
wyobraziłem sobie ciebie obok
lasko drewniana podpierasz mnie
idę samotnie polną drogą
niegdyś biegaliśmy tutaj do źródła po wodę
wspominam bez żalu dzieciństwa beztroskie dni
nie żałuję ani chwili
wypełniłem po brzegi dzban
teraz się napiję by skonać bezimiennie
na dnie grobu pod piachem przykryty kamienna płytą
bezdźwięczny jak pęknięty dzwon w opuszczonej wieży
niekoniecznie kościelnej