solidnym kawałku ziemi
niczym na fundamencie -
bez wstrząsów i niespodzianek
jazda pociągiem
bez wystawiania twarzy
na odświeżający podmuch
z biletem tam i z powrotem
wystarczy
wspomnienie lata
jaskółki nisko przelatujące nad ziemią
i nierzeczywiste światło przez chmury
na krótko przed zachodem słońca
stłumione wieczorną ciszą rozmowy
miedziany księżyc wschodzący nad lasem
trochę kumkania
i nawoływanie mew
wracam powoli
bez ponaglania i otwierania
starych ran
piękno uderzające spokojem
pochłania niedorzeczny gniew
dysharmonie pryskają
jak bańki na kałużach
a koci śpiew
wcale nie przypomina mendelsona
ogarniam to
i jest mi dobrze
to zaliczka na kiedyś tam
gdy przyjdzie chłód i deszcz