Bo wszystko zbyt szare
Żeby przepuścić krzyk
I uwolnić pejzaże
Zdmuchnięty pył...
Znów zasłonił wasze twarze
Ale Mi niczego nie potrzeba
Bo pamięć do zdarzeń to nic.
W afekcie wstecznego Nieba
Musiałem mierzyć kroki
wgłąb rozbitych czaszek
Bo czasem poległa dusza
Doznaje zmartwychwstanie
I strzepuje dym ze skrzydeł
Wzbijając w obłoki
Wchodząc w nowy prąd
Jak w kolejny przypadek
Ile osiągnąć mogła ciałem
Jeśli dusza jest tak trudna
jak wdech piachu z wydm
poruszający powiewem
korale z liczydeł...
Napawając strachem
nawet starców w trumnach
W agonii znaków
głośnych jak ryk
Niedoścignionych co cierpkie
Jak wstyd z morałem
i ciężki krzyż wybawców
darzący nawet w urnach
W pogoni lepszych czasów
Godny, by iść
Wśród samotnych
po więcej upadków, żeby żyć
z każdym kolejnym spotkaniem
Manifestując oddanie
kochanków darzących
wspólny rytm
Gdy jesteśmy tylko czasem!