zagubieni wśród ogromu tęsknot
jak ćmy u wybrzeży samotnych latarń
rzucamy się sobie w ramiona
rozbierając do naga
ze wspomnień i myśli
i kiedy jesteśmy tak blisko
zaledwie na wyciągnięcie szeptu
spadamy
w otwartą jak świeża rana
przepaść słów
których zabrakło
aby wypełnić pustkę pomiędzy nami
zdani na pastwę milczenia
spoczywamy tuż obok siebie
w nieprawdopodobnej obfitości ciał
całkowicie wydrążeni z namiętności
przez chorobliwą szarość życia
spowijającą swym brudnym całunem
osamotnienie
w którym tkwimy
aż po granice szaleństwa