W jednej postaci na stacji
wciśnięci między ławki bez lokacji
posiadający tysiące racji
Bywalcy...
Nastukali w życiu tyle karnych
biorąc moje słowa na żarty
Bo nie jestem warty?
Bo się nie staram?
Dzisiaj zagramy w otwarte karty
z szatanem!
bierzesz za trójkę?
To nie wystarczy
Chociaż wyglądasz smutnie
Zostawi Cię każdy
Przez kłótnie na wzrok starczy
Wpoi Ci że życie jest krótkie
I nie ma dni wartych
I ludzi poświęceń
Więc tak może trutkę?!
Ludność jak larwy
się mnoży spod posadzki
I zanim umrzesz
skrzywdzą Cię
Kochające się parki!
Idziemy w parki z szatanem
KochaNie! Tobie jednej zaufałem
w spaźmie od świateł
Wybuchów od walki- rozstanie!
Dzisiaj nie żyjesz dla mnie
Tracę wiarę w wieczność
Jak ostatnia bomba w Afganistanie
Zakładam ubrania czarne
Wychodzę, chociaż ciężko
I nie mów, że nie mam zdania
Jeśli pożeram ludzi ciałem cierpko!
Umysłem świat! Wybrakowanie...!
Bo nie jesteś cała
machasz tylko ręką
zginając pod rytm karkiem
Jak ciche wyznanie
Zanim zgniją myśli
gdy serce wyrwałaś
zbyt prędko rzucając
Wszystkie słowa na ścianie!
Masz Ty w ogóle łzy?!
W ogóle ich nie widzę
Przez świat płynie ścieżka bólu
Ludzie mają swoje wytwórnie
Stawiają na krzywdę
dla lekkości ogółu
Sprzątnęli mnie okrutnie
bez wyrzutów
zbędnego trudu
żegnając w trumnie
życie...