Słonecznych łąk bezkres przed tamtymi laty<br />
Aż szesnastu wiosen, ich stało bez mała<br />
Dla biało pod kurtką czerwonej poświaty<br />
<br />
Mało? Wtedy przy tobie noc wraz dzień, chwila<br />
Na wprzody by wedrzeć spojrzenie przed tłumem<br />
Bo skwar albo to ze mnie okrzyk się wydarł<br />
Teraz nie ważne, już dziś Ciebie rozumiem<br />
<br />
Choć też bywało chcieć zupełnie i więcej<br />
Aż dwudziestu wiosen, nie zostało za nic<br />
Ojcze w aniołach, zaciśnięte ręce<br />
Gdzie byłem wtedy? Miłością mych bezgranic?<br />
<br />
Tak wybrałem - więc stało się moje życie<br />
Słonecznych łąk bezkres przed sobą uniosłem<br />
Gdy za dnia, przez noc, z uśmiechem o świcie<br />
Szczęśliwy a może nieporadnym osłem<br />
<br />
Dwudziesta pierwsza minut trzydzieści siedem<br />
Gdzie byłem, gdzie wtedy, czy ciałem czy myślą?<br />
Teraz nie ważne, teraz tego już nie wiem<br />
Ojcze w aniołach, przybiegną i wyśnią<br />
<br />
Twe życie miłości, otwarte ramiona<br />
Bez tchu, w chwale i w wielkiej pokorze<br />
Nie ciało okrutny czas teraz pokonał<br />
Mą duszę i świat twój dotknę, otworzę<br />
<br />
Choćby płomieniem lat tysiąc, jedna ze świec<br />
A może dziś kiedy odliczam godziny<br />
Bo przecież by z kolan wstać wpierw trzeba lec<br />
Ojcze w aniołach, już dziś się rodzimy