wiatr wiał w Wiśle masa wody
kłody i gałęzie na brzegu
czułem chłód i strach jakby był wieczny
bałem się przez szare lata
nie opuszczałem czterech ścian
muzyka w centrum ja
kilku dźwięków na pięciolinii których się nie boję
odczuwałem dyskomfort jakby inny sort
walczyłem z demonami przegrywałem
nieśmiały wstydziłem się siebie
a inni wstydzili się mnie
zaniedbany opuszczony przez świat oprócz żony
śmiech był ze mnie
myślałem żeby odejść
skończyć pewien rozdział
by spisał ktoś był on szkoda
wtedy przyszedł do mnie On
ścisną mą dłoń
powiedział idź i nie grzesz
upadek człowieka zabija ducha
gdy uwierzysz
nic nie powstrzyma cię przed życia snem
najważniejsza rodzina
podnieść człowieka gdy upada
są rzeczy o których nikt nie wspomina
ważne by iść do przodu mimo niepogody
wytrwale biec wytrwale ponad fale na głębiny
kochać Boga gdy nas mniej
w małość tu na dole