usiadła tuż przy oknie
z filiżanką gorącego mleka
nasyconego miodem i kostką masła
obserwując
jak sieć koronkowej firanki
napełnia się
rześkimi promieniami
pogodnie rozkwitającego słońca
ufała że ich ciepło
roztopi w niej mroźną pustkę
którą przędła ta przenikliwa cisza
towarzysząca jej
nieomal na każdym kroku
słuchała wiatru
zaplątanego w koronie drzewa
aby odegnać tykanie zegara
cieknące po ścianie natrętną litanią
jak strumieniem gorzkich łez
których więcej
już w sobie nie miała
gdyż życie spiło je wszystkie
aż po samo dno serca
zajadając ciastka z kruszonką
śledziła spojrzeniem przechodniów
wypatrując podobieństw
do bliskich jej osób
wciąż mieszkających z nią
pod jednym dachem
na spłowiałych fotografiach
zdobiących opustoszałe pokoje
niczym ikony świętych
z którymi prowadziła rozmowy
intymnym językiem
swych zawiłych wspomnień
kolejny milczący dzień
znów przeszedł niepostrzeżenie
tuż pod oknami jej domu
kurcząc się o zmierzchu
jak pożółkły liść
trawiony płomieniem jesieni
dokładając kolejną zmarszczkę
do jej smutnej twarzy
z nastaniem nocy
przymarznięta samotnością
do drewnianego krzyża
wiszącego posępnie nad łóżkiem
ze srebrem księżyca
zakrzepłym w posiwiałych włosach
zstąpiła łagodnie
w błogi sen
zamykając za sobą powieki
mnie jednak przy tym zabrakło
a mógłbym przecież
otulić ją cieplej wełnianym kocem
i powiedzieć chociaż
dobranoc