w mięsie zwierząt kości sierść
obrzydliwe wnętrzności
łyko w drzewie liście gałęzie
krzywy kij i
krzywy jego cień
żmija rodzi żmije
owce są łagodne
padliny smród rozkład nicości
w dłoni zaciskam garść ziemi
z niej powstajemy nią jesteśmy
problem rodzi problem
być problemem dla innych
nie przynosi ulgi ni nadziei
dlatego wychodzę z domu
by umrzeć gdzieś po kryjomu
całkiem samotnie by
pokrył mnie kurz wspomnień
nie martw się o mnie
dam radę by odejść w dal
bliżej nie znaną nam
kamień z kamienia
zimą zimno latem jest odwrotnie
czas nie istnieje to my pędzimy w przepaść
jeden krok dzielimy by nie cofnąć się
upaść na dno i zobaczyć czy istnieje moralność
uwikłani problemami
pracować nad sobą nadszedł czas
uwikłani przestańmy się bać
gdy dorosłem zabrałem syna na szczyt
spojrzał mówiąc tata jesteśmy bliżej nieba