prażę, a wcześniej żywię
tak czarną na zimę
kawę, aż serce kołysze
Ten prąd jak marność
spijałem już w kołysce
w oczy, które patrzą
na nasze odbicie
razem nie latają
łyżeczka i cukier
prawie nie działają
na dziecka smutek
Grzałem nią palce w magnolii
kolorowych snów i marzeń
że będziemy pić ją dorośli
na tratwie słów z miłości
niż gorzką w okropności...