Tańczyli aż do utraty tchu.
Góralską muzykę wciąż grali.
Tak się ciągle działo dzień po dniu.
Delikatnie uchwycił ją za dłoń.
Pocałował w usta słodkie,
A na sali perfum piękna woń.
Oni grali melodie boskie.
W uścisku szli dzień oraz noc.
Nie odczuwali żadnych pragnień.
Nawiedziła ich mistyczna moc.
Nie było w ich sercach zmartwień.
W objęciach oni zasnęli.
Nie tańczyli. Nikt nie krzyczał.
Niczym w bezruchu stanęli.
Teraz im sen ścieżki wytyczał.
Oni na brzegu się spotkali
Jeziora wielce błękitnego.
Namiętnie wciąż się całowali.
Nie potrzebowali niczego.
Nie mogli się sobą nacieszyć.
Za dłonie ciągle się trzymali
I w miłość zaczęli wierzyć.
O swej miłości rozmawiali.
Wiatr rozdmuchał lekko jej włosy
Tak, że falowały cudownie.
Dotarło do nich, iż los boży
Położył na nich swoje dłonie.
Teraz już sen pary nie zmorzył.
Ścieżek nie wytyczał Morfeusz.
Teraz Bóg u nich otworzył
Serca. Szczęśliwi na wieki już.
Jezioro w niepamięć poszło.
Usta ich się już nie stykały.
Niestety do nieszczęścia doszło.
Zakochani już się nie spotkali.
Drzewa szumiały głośno wokół
Zagłuszając lament kobiety.
Miłość ich zmieniona w popiół.
Ona rzekła: Odszedł niestety.
Pod pięknym dębem był jego grób.
Pagórek usypany i krzyż
Bez wszelakich cudownych ozdób.
W jej sercu smutek i gorycz.
Tak została sama na świecie.
Żyjąc dzień po dniu skromnie
Tuląc do piersi jego dziecię.
Tęskniła wciąż za nim ogromnie.
22-30.11.2008