pochyliła się ze starości, trochę odrapana.
Koło chatki, bez rośnie, jest malutki płotek,
na progu tego domku, wygrzewa się kotek.
Kasztan ogromne rozpostarł ramiona,
to dobra dla chateńki, przed wiatrem osłona.
Na dole wierzby stały rosochate,
wyglądały jak wiedzmy okropnie kudłate.
Jabłonka co kwaśne jabłka zawsze miała,
i łakome dzieci, za spodnie łapała.
Trawa tam zielona,i stara jagoda,
tak żal mi tej chatki,i okropnie szkoda.
Niegdyś to wesoła,była bardzo chatka,
mieszkały tam dzieci,z ojcem i matka.
Dziadzio i babcia, w tej chatce mieszkali,
żyli, jedli i pili, ciężko pracowali.
Taka ciepła, mała biała,
ile pokoleń, ona wychowała?
Szczęścia ,bólu,łez miłości tu było,
ale jak szczęśliwie, w tej chatce się żyło.
Dzieci bardzo szybko, powyrastały,
i własne gniazdka, sobie pozakładały.
Ojciec już nie żyje, w nowym domu matka,
tylko na tej górce, stoi biała chatka.
Stoi smutna, patrzy smutnymi oknami,
i tęskni chyba, za tamtymi dniami.
Lecz czas szybko płynie, uciekają lata,
jednak ciągle stoi, moja stara chata…