twarz się marszczy i kruszy na popiół
w ramionach byłaś wiatrem
na chwilę czułem zapach rozpuszczonych włosów
ten jedyny raz
jedwabisty
szelest zza wzgórz
tajemniczy
świat którego nigdy mam dość
nasycony tobą powietrzem i wodą
zamykam czakramy
wołam Boga
by zaniósł mnie tam gdzie wody szum i zieleń
przekwitam każdą zorzą
w skamieniałe ludzkie serca
znikam w samotności
szumny spokojem lasu