szmer papierków rozbite szkło
odwieszona słuchawka dotykał ją ktoś
czarny pies pożera resztki
śmietnik wielki opancerzony wóz
noc spowiła serce rozdarte na pół
na ogrodzeniu luźny drut
kawałek materiału faluje
wiatr podnieca ogień
betonowe bloki bez świateł w oknach
nastaje mrok w ludzkich duszach
budzi się zło sąsiad patrzy
przykuwa mnie jego wzrok
do starej spróchniałej ławki
wyjmuję papierosa z rozdartej paczki
siwy dym jak twoje włosy
wije się wzdłuż palców
żółtych od nikotyny
zapadam się w otchłani
wbijam w siebie ból
wracając wspomnieniami do dni
w których łatwiej żyło się nam
jak śnić gdy niepokój w dłoniach drży
głucho puste noce niepewne dni