zapadał już zmrok głęboki.
Słońce kładło się do snu swego
po gorącym dniu.
Usiadłem wygodnie
na skraju swych marzeń
pode mną brak gruntu wyczułem zdumiony.
Zrobiło się lekko
już nic nie słyszałem.
Dookoła było cicho i tylko ja otulony.
Nie czując niczego..
Wracać nie chciałem.
Brak wspomnień...
Brak bólu...
Serce stało nieruchomo.
Siedziałem w miejscu patrząc
lecz w środku nie było nikogo.
Zapach który poczułem
był o stokroć piękniejszy.
Trawa stała się mokra
usłyszałem koncert świerszczy.
Postać ma nawet nie drgnęła
a w koło tyle się za działo.
Poczułem całun co spada mi na twarz
który okrył całe moje ciało.
Nie byłem już wcale obecny
bo tego w sobie nie chciałem.
Lecz pora była powracać
ze skarpy na której siedziałem