i wyhuśtano mnie z gatunku,
na co wchodzić, z czego skakać
dokąd szumieć ratunku,
zaraz spadnę z krawężnika,
widzę ciebie, ledwie gałązką
kusisz przy śmietnikach,
biegnę, błądząc i błądząc
zupełnie jak za życia.
Przecież była pokora,
żebyś nie spadła na głowę
i cierniowa korona,
żebym wyruszył w drogę,
teraz jakby nigdzie,
nie czuję ani trochę.