nie widziałem że istnieje
obudziłem w sobie drugie dno
popchnęło coś naprzód by słowo nieść
nasze serca wypełnione
po brzegi czakrą miłości
kilka dni dzieli nas
podzieleni jak opłatek
przy stole na którym nie ma nic
prócz naszych nagich ciał
dobro ze złem miesza się w świecie
nierealnych zdarzeń
nie widzimy siebie poznajemy przez słowa i gesty
grona osób jak winogron który zaczyna gnić
w odpowiednim czasie trzeba urwać się
by dotknąć dna by wzbić się w powietrze jak ptak